środa, 14 maja 2014

Rozdział 2

>Piosenka na dziś<

            - Jak mnie przed chwilą nazwałaś? - odparł spokojnie, jednakże w jego głosie była wyczuwalna niesamowicie groźna, pomrukująca nuta. Vivienne zadrżała, przełykając powolnie ślinę, gdy w jej głowie zapaliła się czerwona lampka, alarmująca o kłopotach. Niech szlag trafi ten jej niewyparzony jęzor!
            Dziewczyna z lekkim zmieszaniem wpatrywała się w tęczówki nieznajomego, które obecnie nie miały w sobie nic z błękitnej barwy, jaka jeszcze kilka minut temu, gościła w jego oczach. Miała nieprzyjemne wrażenie, że jego świdrujące spojrzenie przepala ją na wylot, zupełnie jakby chciał wyryć dziurę w jej czaszce, pozostawiając po sobie bolesny, pamiętliwy ślad. Wszystkie jej bodźce pracowały na pełnych obrotach i mogła niemal dać sobie głowę uciąć, że przyśpieszone tętno można było zauważyć na drgającej, na jej szyi, żyłce.
Viv przełknęła powolnie ślinę, która z trudem przesunęła się po jej przełyku, na co wykrzywiła usta w widocznym grymasie. Brwi chłopaka drgnęły minimalnie ku górze, a z pełnych ust wydobyło się głośne, pełne jadu prychnięcie. Och, czyżby go zirytowała?
            - Nie lubię się powtarzać - warknął głęboko, opierając się prawą dłonią o brzeg stolika, przez co brunetka znalazła się w tak zwanym "potrzasku". Za plecami miała twarde oparcie krzesełka, które w tymże momencie wydawało się być nad wyraz niewygodne, a przed sobą, w dosłownie centymetrowym odstępie, twarz nowoprzybyłego, który powolnie taksował jej postać swoimi tęczówkami, zupełnie jakby próbował wyuczyć się jej na pamięć. - Powtórz to Księżniczko - syknął, na co drgnęła zaskoczona, spuszczając wzrok na swoje kolana. Czy ktoś mógłby w końcu zainterweniować i pomóc jej z tym natrętnym baranem?!
            - Odpuść Tommo - rzucił Luke, na co Vivienne wypuściła mocno powietrze z płuc. Przynajmniej jeden się zainteresował - pomyślała przekornie, ponownie zerkając niepewnie na postać bruneta.
- Powtórz! - uniósł głos, na co zgryzła wnętrze policzka, odsuwając się minimalnie do tyłu, jednocześnie zaciskając palce na krańcach krzesła. Po co mu to było? Co chciał tym osiągnąć?
- Nazwałam cię palantem - wyrzuciła z siebie nieco zirytowana, aczkolwiek jej głosik był niesamowicie piskliwy. Cholera! Przecież ten facet był przerażający!
            Jego szczęka wyraźnie się zarysowała od siły z jaką zacisnął zęby, a  ciało napięło się, co było idealnie zauważalne, szczególnie z tak małej odległości jaka ich dzieliła. Ironia?
- A teraz przeproś - zażądał, patrząc się na nią wyczekująco. Dziewczyna poczuła jak po jej kręgosłupie przesuwa się powolny, kujący dreszcz. Jej oczy rozszerzyły się minimalnie w wyraźnym akcie zaskoczenia, na co kącik ust bruneta zadrgał w okropnym uśmieszku, przez co jej  żołądek zwinął się w ciasną kuleczkę. Nienawidziła tego uczucia.
           Kątem oka zerknęła na swoją przyjaciółkę, która lustrowała ją zmartwionym wzrokiem, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że ma do czynienia z osobą, której raczej nie powinno się wyprowadzać z równowagi. I choć zewnętrznie wyglądała jak przestraszny ptaszek, gotowy jak najszybciej odlecieć na swoich skrzydełkach, to wewnętrznie czuła jak buzują w niej negatywne emocje, które miała wielką ochotę przelać na nieznajomego. No bo jakim prawem wymagał od niej przeprosin? Przecież to on zaczął tą głupią "gierkę", bez której wszystko, zapewne, potoczyłoby się zupełnie inaczej.
            - Prze-przepraszam - wymamrotała pod nosem, spuszczając płochliwy wzrok na plamę znajdującą się na jej sukience. Tommo - bo tak właśnie nazwał go Luke kilka minut temu - przysunął się do Viv jeszcze bardziej, przez co wstrzymała oddech, zastanawiając się nad jego kolejnym posunięciem.
- Nie słyszałem - stwierdził, uśmiechając się przy tym szatańsko. Brunetka poczuła jak do jej twarzy napływa krew, a usta zaciskają się w wyraźnym akcie złości. Zmierzyła zdegustowanym spojrzeniem postać nieznajomego, zupełnie zapominając o odległości jaka ich dzieliła.
- Przepraszam! - warknęła zdenerwowana, na co malinowe wargi bruneta rozciągnęły się w figlarnym, zwycięskim uśmieszku. Ciśnienie w jej żyłach znacznie podskoczyło, a z ust wydobyło się wściekłe prychnięcie, co zostało skwitowane pobłażliwym spojrzeniem.
- Od razu lepiej - mruknął zachrypniętym głosem, odgarniając za ucho jej niesforny kosmyk włosów. Dziewczyna wbiła mocno piętę w podłogę, starając się w ten sposób odreagować jakoś złość, jaka nagromadziła się w niej w przeciągu tych pięciu minut. Z natury była zazwyczaj spokojną osobą i zdecydowanie nie przejawiała jakichkolwiek aktów przemocy, które według niej, nigdy nie były dobrym rozwiązaniem problemów, jednakże w przypadku tegoż mężczyzny, bezsprzecznie nie obraziłaby się, gdyby w przypływie niespodziewanego zbiegu okoliczności, ktoś sprzedał mu mocnego kopa w dupę.
            Z wyraźną niechęcią odprowadzała wzrokiem nieznajomego, który jak gdyby nigdy nic zajął miejsce na przeciw niej, rozsiadając się na krześle, zupełnie jakby znajdował się w jakimś pubie pełnym niewychowanego towarzystwa. Już teraz wiedziała, że nawet gdyby ich znajomość zaczęła się nieco inaczej, to i tak nie obdarzyłaby go swoją sympatią. Brunet należał raczej do osób, które zwiastowały same kłopoty, a ona, zdecydowanie trzymała się z daleka od takiego pokroju ludzi. Pojęcie "problemy", z całą pewnością nie było kategorią, którą możnaby zaszufladkować do jej codzienności, czego nie można było powiedzieć o niebieskookim.
            - Serio stary, mogłeś odpuścić i nie zachowywać się jak dupek - prychnął Luke cicho, zapewne nie zdając sobie sprawy z tego, że Vivienne idealnie wszystko usłyszała. Obecnie bawiła się białą, papierową serwetką, jedynie co jakiś czas podnosząc skonsterowany wzrok na towarzysza siedzącego tuż przed nią. I choć zabrzmi to nad wyraz absurdalnie - bo w końcu było tylko jedno wolne miejsce - aczkolwiek miała wrażenie, że chłopak najnormalniej w świecie zrobił jej na złość, zajmując krzesło, na którym obecnie siedział.
            Brooks westchnęła ciężko, ze lekkim zniecierpliwieniem spoglądając na wielki, tykający zegar, wykonany z ciemnego drewna, który wisiał na jednej ze ścian w lokalu, dopełniając tym samym całe wnętrze i dodając mu przyjemnego uroku. Wiedziała, że zachowywała się w tym momencie niegrzecznie, gdyż już nie zważała na to, czy ktokolwiek dostrzeże jej brak zainteresowania, aczkolwiek obecność Louisa, który został jej przedstawiony kilka minut temu, działała na nią jak czerwona płachta na byka. Denerwowało ją jego palące spojrzenie, którym co rusz ją obdarowywał, zapewne bardzo dobrze zdając sobie sprawę z tego, że tylko powoduje u niej nagły skok ciśnienia. Już nawet nie chciała wspominać o tych podstępnych, cwanych uśmieszkach, które była w stanie dostrzec tylko ona.
Niejaki Tomlinson robił to celowo i chyba najwyraźniej bardzo dobrze się z tym czuł, gdyż ponownie uniósł kącik ust ku górze, przekrzywiając minimalnie głowę na bok i niby przypadkiem zahaczając swoją nogą o jej. Vivienne, gdy tylko poczuła kontakt fizyczny ze strony bruneta, posłała mu gniewne spojrzenie, mieląc w ustach niecenzuralne słowa, które pragnęły opuścić jej gardło. Zamiast konfrontacji słownej, przysunęła się nieco bliżej do stołu i kiedy była pewna, że jej się uda, zamachnęła się mocno i wymierzyła silnego kopniaka w piszczel chłopaka, który wykrzywił minimalnie usta w grymasie bólu. Jego brwi powędrowały ledwo widocznie ku górze, a w oczach zabłyszczały jakieś niebezpieczne iskierki. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, poczuła jak cała pewność siebie ulatnia się z niej, a zastępuje ją pewnego rodzaju niepewność. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie na krześle, odchrząkując znacząco.
            - A ty Vivienne? - doszło do jej uszu pytanie, na co gwałtownie odwróciła głowę w stronę właściciela owych słów. Luke patrzył się na nią wyczekująco, podobnie jak reszta zebranych, i z widocznym zniecierpliwieniem oczekiwał odpowiedzi, której sama nie znała. Cholera! Jaki był temat? - pomyślała gorączkowo, zaciskając pod stołem swoje dłonie na kolanach.
- Przepraszam, ale mógłbyś powtórzyć? Zamyśliłam się trochę... - odparła zawstydzona, czując jak na jej policzki wpełzają żywe rumieńce. Do jej uszu doszedł cichy chichot Tomlinsona. Dupek.
Caroline, która od początku przejawiała nieukrywaną niechęć względem Brooks, prychnęła kocio, stukając o blat swoimi wymalowanymi na krwistoczerwony kolor paznokciami. Viv jednak zupełnie ją zignorowała, patrząc się tym razem na Miley, której posłała spanikowane spojrzenie. Blondynka, gdy tylko to dostrzegła, wypuściła spomiędzy warg ciche "Och", momentalnie orientując się w sytuacji. Uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki, odrzucając na plecy swoje blond włosy.
- Luke się pytał, czy wybierzesz się razem z nami na otwarcie Pandemonium - wyjaśniła pośpiesznie, nim szatynka zdążyłaby wtrącić jakiś niemiły komentarz względem brunetki.
- Pandemonium? - wyrwało się ciche pytanie z jej ust, na co została obdarzona kpiarskim parsknięciem ze strony Louisa, który najwyraźniej był wzburzony faktem, iż Viv nie bardzo orientowała się, czym było owe hasło. Zmarszczyła swój nos w lekkim niezadowoleniu, posyłając brunetowi zdegustowane spojrzenie, które miało dać mu solidnie do zrozumienia, że mógłby sobie darować swoje dziecinne i niezbyt miłe zachowanie.
- Na Wedlington Road otwierają nowy klub - zabrał głos Harry, po raz pierwszy zwracając się bezpośrednio do zawstydzonej Brooks. Kiedy na niego patrzyła, wręcz nie mogła oderwać wzroku od tych uroczych dołeczków, których tak uparcie zapragnęła dotknąć. Jego policzki były gładko ogolone i co chwila muskane przez sprężyste, nieokiełznane loczki, które samym wyglądem zapewniały o swojej niesamowitej miękkości.
I choć wiedziała, że w tym momencie zaczynała kompletnie i niezrozumiale wariować, to niemal od razu rozciągnęła usta w delikatnym uśmiechu, gdyż tym samym gestem obdarzył ją Styles. Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie, na które odpowiedział puszczeniem oczka, po czym ponownie zerknęła na Luke'a, który wyraźnie zaczynał być zirytowany jej brakiem informacji. Ups?
            - Dziękuję, ale chyba raczej zostanę w domu - wymamrotała niemrawo, pocierając niezręcznie swoją dłoń palcami prawej ręki. Poczuła się niezwykle nie na miejscu, gdy dostrzegła rezygnację na jego twarzy, a Caroline skwitowała to krótkim "I bardzo dobrze".
- Księżniczce nie odpowiada towarzystwo? - zakpił Lou, świdrując ją swoim krytycznym spojrzeniem. Usta Vivienne zacisnęły się w cienką linię, gdy w myślach, raz po raz policzkowała uśmiechniętego nieznośnie Tomlinsona. Czy istnieje taka możliwość, aby znienawidzić kogoś po niecałej godzinie znajomości? Bo jak widać, Brooks zyskała ku temu niebywałe preferencje.
- Twoje na pewno - syknęła rozdrażniona, czując na sobie zaskoczone spojrzenie Miley. Blondynka znała ją na wylot i z ręką na sercu mogła stwierdzić, że po raz pierwszy w swoim życiu widziała, aby brunetka odnosiła się do kogoś w taki sposób. Zawsze była przesadnie miła, nawet jeśli dana osoba mieszała ją z błotem. Dziewczyna nie raz starała się postawić Vivienne do pionu i nauczyć ją, aby nie pozwalała na takie traktowanie swojej osoby, jednakże bezskutecznie. Aż nagle bum! Jedno, złośliwe zdanie z ust Louisa i jej przyjaciółce niemal bucha para z uszu.
            - Powinienem czuć się urażony? - zaszydził Tommo, unosząc swą brew ku górze. Dziewiętnastolatka poczuła jak jej ciało napina się gwałtownie, a ręka zaczyna drżeć w oczekiwaniu, aż w końcu będzie mogła ostatecznie zetknąć się z rozbawioną twarzą chłopaka. Och, ależ ją korciło, aby wepchnąć swoją malutką, zaciśniętą pięść, głęboko do jego gardła!
- Powinieneś się zamknąć - odcięła się, fukając przy tym jak rozdrażniona kotka. Jego oczy przymrużyły się delikatnie, a głowa przechyliła minimalnie na bok. Brooks z niebywałą uwagą przyglądała się każdemu detalowi jego twarzy. Lustrowała wzrokiem jego zgrabny nos, mocno uwydatnioną szczękę, która miała w sobie męski wyraz, kilkudniowy zarost, który widniał na jego żuchwie i - choć z niechęcią to przyznała - sprawiał, że wyglądał niezwykle gorąco. Powiodła posłusznie swoimi tęczówkami po jego malinowych ustach, które zwilżył koniuszkiem języka, sprawiając, że poczuła dziwny ucisk w dolnej partii brzucha. Miała wrażenie, jakby jej wnętrzności wykonały pokaźnego fikołka, na sam koniec zaciśniając się w ciasny supeł, który przyprawiał ją o dziwne drżenie w kościach. Wewnętrzna strona jej dłoni zaczęła się lekko pocić, a oczy same się rozszerzyły, gdy jego kciuk w zmysłowy sposób przesunął się po jego dolnej wardze. Kompletnie zaschło jej w gardle, a w głowie zapanowała chaotyczna pustka.
            - Zamknij buźkę skarbie, bo ci troszkę ślinki pociekło - doszło do jej uszu, na co jej twarz momentalnie stężała, a paznokcie wbiły się boleśnie w jej uda, okryte czarnymi rajstopami. Zmarszczyła groźnie swoje czoło, wstając gwałtownie na równe nogi, zwracając tym samym uwagę innych klientów kawiarni. Oparła się rękami o blat stołu, pochylając się minimalnie do przodu.
- Wiesz co? - syknęła jadowicie. - Pieprz się Tomlinson - dodała wzburzona, obdarzając go wściekłym spojrzeniem. Chwyciła swój płaszcz z oparcia krzesła, przenosząc skruszony wzrok w kierunku jej przyjaciółki.
- Przepraszam, ale muszę już iść - dodała, nadal drżącym od emocji, głosem. Miley uśmiechnęła się do niej niemrawo, kiwając ledwo widocznie głową.
- Trzymaj się - mruknął Luke, unosząc delikatnie dłoń w geście pożegnania.
- Do zobaczenia - dodał Frank, który najmniej się dzisiaj udzielał podczas spotkania. Przesunęła ostatecznie wzrokiem po zebranych, naturalnie omijając pewnego osobnika, po czym zarzucając na ramiona płaszcz, poprawiła włosy i zasunęła za sobą krzesło, pragnąc opuścić już lokal. Byle jak najdalej od tego dupka - pomyślała ponuro.
    
            Nie da się ukryć, że gdy panna Brooks opuszczała kawiarnię Electric Coffee Co, była nad wraz wzburzona. Dziewczyna pragnęła jedynie znaleźć się prędko w swoim pokoju, zamknąć na trzy spusty i nie dopuścić do siebie Miley, która zapewne jak tylko pojawi się w domu, pierwsze co będzie chciała zrobić, to obsypać biedną brunetkę miliardem pytań, poczynając od jej związku z jej ukochanym, a kończąc na tym, czy wpadł jej w oko któryś z przyjaciół Luke'a.
Viv sama zdawała sobie sprawę z tego, że jej złość spowodowała, iż zupełnie przestała zwracać uwagę na wszystko co działo się wokół niej. Skupiała się jedynie na rozdrażnieniu, które tak uparcie chciało ujrzeć światło dzienne. Wiedziała, że była cholernie roztargniona. CHOLERNIE. Ale nie ma zielonego pojęcia, po prostu nie potrafi wytłumaczyć tego, jakim cudem dopuściła do tego, aby Harry, który został jej przedstawiony w kawiarni, wcisnął ją do swojego samochodu. Tak. Właśnie siedziała w pieprzonym, białym Audi RS7, które było prowadzone przez bruneta o sprężystych lokach. Styles z niebywałym skupieniem patrzył się na drogę, jedną dłonią trzymając skórzaną kierownicę, natomiast drugą opierając o ramę drzwi, jednocześnie pocierając palcami swoją gładką szczękę. Jego usta były delikatnie zaciśnięte, natomiast żyły na prawej dłoni stawały się coraz to widoczne, gdy z precyzją i płynnością zmieniał biegi.
            Vivienne wypuściła mocno powietrze z płuc, gdy do jej uszu doszedł przyjemny śmiech Stylesa.
            - Nie lepiej zrobić zdjęcie? Będzie na dłużej - zachichotał, na co dziewczyna momentalnie spaliła buraka, szybko odwracając głowę i wbijając wzrok w przednią szybę. Za wszelką cenę starała się skupić na piosence Nirvany, która właśnie wydobywała się z małych głośników auta, jednakże jak na złość nie potrafiła zebrać swoich chaotycznych myśli, które co rusz odmawiały jej posłuszeństwa i uciekały w kierunku siedzącego obok niej chłopaka.
 Dziewiętnastolatka zerknęła kątem oka na swego towarzysza, który uraczył ją szerokim uśmiechem, gdy tylko ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały.
            - Nie rób tego - bąknęła zażenowana, bawiąc się nitką zwisającą z brzega jej sukienki. Zwilżyła suche usta językiem, dobrze wiedząc, że czoło bruneta zmarszczyło się w lekkim zdziwieniu, gdy starał się zrozumieć jej słowa.
- Niby czego? - jego brew poszybowała ku górze. Viv spojrzała się w jego kierunku, wykrzywiając usta w lekkim grymasie niezadowolenia.
- Nie zawstydzaj mnie - westchnęła ciężko, odwracając twarz w stronę okna. W jej uszach po raz kolejny rozbrzmiał chichot starszego o dwa lata chłopaka i ze zdziwieniem stwierdziła, że był to nawet przyjemny odgłos, do którego byłaby w stanie się przyzwyczaić.
Harry był osobą, którą polubiła najbardziej z dzisiejszego całego towarzystwa. Wydawał się być naprawdę w porządku, czuła się przy nim w miarę swobodnie i miała dziwne wrażenie, że loczek starał się ją w jakiś sposób zachęcić do swojej osoby, co bardzo doceniła. No i nie sposób tu pominąć tych uroczych dołeczków, które zachwycały ją za każdym razem. Dodawało to brunetowi takiego dziecięcego, figlarnego wyglądu, czemu nie była w stanie się oprzeć. Czyżby właśnie zdała sobie sprawę, że ma do niego pewnego rodzaju słabość? O rany.
            - Jesteśmy na miejscu - oznajmił jej towarzysz, po około piętnastu minutach jazdy. Przeczesał dłonią swoje sprężyste włosy, po czym usiadł nieco bokiem, tym samym uważnie obserwując postać Viv, która siłowała się z pasem bezpieczeństwa, który jak na złość nie chciał oszczędzić jej zażenowania i musiał się zaciąć, kompletnie odmawiając jej posłuszeństwa. Brunetka wypuściła zirytowana powietrze z płuc, przymykając na moment powieki, aby jakoś w miarę się opanować i nie zacząć wyklinać na złośliwość rzeczy martwych. - Nie denerwuj się tak mała - zaśmiał się Harry, gasząc silnik auta. Dziewczyna drgnęła lekko na siedzeniu, na dźwięk jego głosu, jednakże otworzyła oczy dopiero wtedy, gdy poczuła na swojej twarzy unormowany, ciepły oddech bruneta. Przełknęła powoli ślinę, gdy dostrzegła niewielki dystans pomiędzy ich ciałami. Już na końcu języka miała pytanie typu "Co ty wyprawiasz, koleś?!", jednak ostatecznie ugryzła się boleśnie w policzek, gdy naszło ją olśnienie, iż dwudziestojednolatek chce jej najzwyczajniej w świecie pomóc. Zganiła się szybko w myślach za swoją własną głupotę i pozwoliła, aby rumiane placki wpłynęły na jej rozgrzane policzki. - No i proszę - odparł rozpromieniony Styles, wraz z cichym, charakterystycznym zgrzytem odpinanego pasa. Vivienne posłała mu ciepły uśmiech, wyjmując spod nóg swoją beżową torebkę.
            - Dziękuję - rzuciła w jego kierunku, nie mogąc powstrzymać się od zerknięcia na jego dołeczki. Aww! Jak zwykle były w tym samym miejscu i prezentowały się olśniewająco!
- Za podwiezienie, czy może "uratowanie"? - spytał, ostatnie słowo wypowiadając żartobliwie. Brunetka przewróciła oczami, kładąc dłoń na srebrnej klamce.
- Za wszystko. Jestem ci naprawdę wdzięczna Harry - odpowiedziała, po raz pierwszy zwracając się do niego po imieniu. Usta loczka wykrzywiły się w szerokim uśmiechu i nie była w stanie tego nie odwzajemnić. Po prostu nie posiadała aż tak silnej woli. - Do zobaczenia - rzuciła, otwierając jednocześnie drzwi i wychodząc na zewnątrz. Na jej ciele automatycznie pojawiła się gęsia skórka, gdy zetknęła się z chłodnym powietrzem, które było zdecydowanie o wiele mniej przyjemne od tego, jakie było w ciepłym aucie.
            - Liczę, że jak najszybciej - odparł, nim zdążyła zamknąć drzwi. Z lekkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w białe Audi, które wykręciło na parkingu i w dość szybki sposób -  a może jej się tylko wydawało - ruszyło w kierunku wyjazdu, chwilę później niknąc za zakrętem.
            Brooks powolnym, wręcz żółwim tempem pokonywała kolejne stopnie na klatce schodowej, jednocześnie grzebiąc w torebce i szukając kluczy od domu. Wszyscy chyba dobrze znają przesądy, że kobiety w swoich podręcznych "przyjaciołach", noszą niemal wszystko i nigdy nie są w stanie znaleźć tych odpowiednich rzeczy, które potrzebują na daną chwilę. I choć Vivienne w swojej malutkiej torebce miała jedynie telefon, chusteczki higieniczne i miętową gumę, to i tak miała spory problem, aby wyciągnąć z niej pożądany przez siebie przedmiot.
Kiedy jednak w końcu udało jej się znaleźć parę srebrnych kluczy, do których doczepiona była zielona przewieszka w kształcie czterolistnej koniczyny, zatrzymała się w miejscu, z szerokim uśmiechem przyglądając się siedzącemu na schodach brunetowi, który najwyraźniej oczekiwał jej przybycia. Gdy tylko ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały, chłopak momentalnie poderwał się na równe nogi i szybkimi, dwoma krokami znalazł się tuż przy dziewczynie, zamykając ją w silnym, niedźwiedzim uścisku.
            - A już się zaczynałem o ciebie martwić Ennie - wymruczał jej wprost do ucha, na co zachichotała wesoło, wczepiając palce w jego miękką, zieloną bluzę. Ennie... Tylko on mógł się tak do niej zwracać.
- Niepotrzebnie, jak widzisz - jestem cała - rzuciła z lekkim uśmiechem, jedynie poszerzając zadowolenie na swoich ustach, gdy chłopak złożył na jej czole czuły pocałunek.
- Wiesz dobrze, że nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało - mruknął z lekkim wyrzutem w głosie, który za chwilę zatuszował wesołymi iskierkami w swoich brązowych tęczówkach. Dziewiętnastolatka przewróciła bezwiednie oczami, jednocześnie przekręcając klucz w zamku. Kilka sekund później, przekroczyła razem z przyjacielem próg swego mieszkania, słysząc za plecami jak Liam zamyka drzwi z cichym skrzypnięciem. Viv zostawiła buty w przedsionku, podobnie jak Payne, po czym skierowała się do kuchni, odpinając jednocześnie guziki swojego jesiennego płaszcza.
            - Więc gdzie tym razem porwała cię Okropna Miley? - spytał chłopak z wyraźnym rozbawieniem, zajmując miejsce na jednym z barowych krzeseł. Brunetka spojrzała na niego spod byka, rzucając w jego kierunku swoją garderobą, którą złapał z zadziwiającą zwinnością, a zrazem lekkością.
            Vivienne i Liam znają się niemal od pieluch. Razem wychowali się na jednym podwórku, a nawet dzielili tą samą piaskownicę i plastikowe zabawki. Gdy mieli po sześć lat, zawarli między sobą umowę, która głosiła, że Brooks będzie mu przynosić pyszne, bananowe babeczki z piekarni swojej mamy, natomiast Payne będzie ją chronić przed resztą złośliwych dziewczynek, które chmarą rzucały się na jej nowe lalki, które co miesiąc przesyłała jej ukochana babcia ze słonecznego Phoenix. Można powiedzieć, że podczas swoich dziecięcych lat, raczej nie okazywali wobec siebie zbyt wielkich więzi towarzyskich. Być może wynikało to z tego, iż chłopak był rok starszy od niej i jak to zawsze ujmował "Nie zamierzam zadawać się z takimi małolatami". A mimo to, bawili się ze sobą dzień w dzień, wymieniali się swoimi pluszowymi zwierzakami, a wieczorami, kiedy siedzieli na drewnianej, bujanej huśtawce zbudowanej przez tatę Liama, snuli plany na przyszłość, w których Viv była sławną celebrytką, a chłopak jej osobistym ochroniarzem. I choć z biegiem czasu ich poglądy zupełnie zaczęły odstawać od ich łańskich marzeń, a charaktery zaczęły się normować, to przyjaźń tej dwójki przetrwała po dziś dzień. Co prawda nie raz mieli swoje wzloty, jak i bolesne upadki, jednakże dziewczyna była silnie przekonana, że to jedynie wzmocniło ich więź.
            - Poznałam jej nowego chłopaka...
- Którego z kolei? - przerwał jej kpiarskim tonem Payne. Dziewczyna skarciła go wzrokiem, który wyraźnie mówił "Nie przerywaj mi!". Chłopak westchnął jedynie ciężko, posyłając jej przepraszające spojrzenie.
- A więc poznałam jej nowego chłopaka i przy okazji jego przyjaciół - ciągnęła dalej, wyjmując z szafki dwa, niebieskie kubki. Z ust bruneta wydobyło się głośne prychnięcie, które tym razem wzorowo zignorowała. - Byłam z nimi na lunchu w Electric Coffee Co - dodała, wrzucając na dno "naczyń" trzy łyżki ciemnej, zmielonej czekolady. Payne potarł palcami linię swojej szczęki, na której znajdował się kilkudniowy zarost, jednocześnie uważnie studiując wzrokiem poczynania swojej przyjaciółki.
Nie podobała mu się ta sytuacja. Znał Vivienne na wylot i doskonale wiedział, że z własnej woli z pewnością by się tam nie wybrała. Dałby sobie teraz nawet głowę uciąć, że siłą została do tego zmuszona przez blondynkę, z którą dzieliła owe mieszkanie, w którym się znajdowali. Nie chciał narzucać Brooks swojego zdania, aczkolwiek uważał, że Miley jest zupełnym przeciwieństwem Ennie i ciągając ją za sobą po swoich znajomych, którzy dawali mocno do wiwatu, jedynie ściągnie jego przyjaciółkę na złą drogę. A tego zdecydowanie nie chciał.
            - I jakie wrażenie wywarł na tobie jej nowy wybranek? - spytał z przesadną słodyczą, na co brunetka zerknęła na niego kątem oka zza drzwiczek lodówki. Chwyciła do ręki butelkę z mlekiem i wlewając je do niewielkiego dzbanka, wstawiła do mikrofalówki na dwie minuty, aby się odpowiednio zagrzało i uzyskało dobrą temperaturę.
- Wydaje się być w porządku - mruknęła po chwili namysłu, opierając się łokciami o blat na kuchennej wysepce, stając na wprost przyjaciela. - No i wyglądają na szczęśliwych.
- Do czasu póki się nią nie znudzi i nie znajdzie sobie innej panienki do pieprze...
- Liam do cholery! - syknęła zdenerwowana, przerywając mu wypowiedź. Zmarszczyła groźnie swoje brwi, ciskając piorunami w jego stronę. - Wiem, że nie pochwalasz jej zachowania, ale to moja przyjaciółka - ciągnęła, nadal lekko wzburzona zachowaniem dwudziestolatka. Payne nie odpowiedział. Przez chwilę mierzyli się zaciętymi spojrzeniami, pozostając w kompletnej, irytującej ciszy, którą ostatecznie przerwało głośne pikanie. Vivienne odepchnęła się lekko od brzegu blatu i wyjęła z mikrofalówki mleko, wlewając je po równo do obu kubków, na sam koniec mieszając brązowy proszek srebrną łyżeczką. Kiedy gorąca czekolada była gotowa, dorzuciła jeszcze na wierzch kilka miniaturowych pianek i postawiła tuż przed milczącym chłopakiem, zajmując swoje wcześniejsze miejsce na przeciw niego.
            - Przepraszam - jako pierwszy poddał się Liam, który nie potrafił znieść milczenia ze strony Brooks. Spojrzał się na nią skruszony spod wachlarza swoich ciemnych rzęs, układając usta w lekki dziubek, co sprawiło, że dziewiętnastolatka parsknęła pod nosem. Pomachała zrezygnowana głową, po czym złapała jego dłoń leżącą na blacie i splotła mocno ich palce, co chłopak przyjął z szerokim uśmiechem, gładząc uspokajająco kciukiem jej kostki.
- Nie potrafię się na ciebie długo gniewać Li - odparła zgodnie z prawdą, drugą ręką chwytając ciepły kubek i upijając spory łyk słodkiej czekolady, która przyjemnie rozniosła się po jej podniebieniu i przełyku, rozprowadzając uczucia gorąca po skurczonym żołądku, który głośno zaburczał. Brunetka zarumieniła się zawstydzona, spuszczając zażenowany wzrok na pianki, które topiły się w jej kubku. Payne zaśmiał się dźwięcznie, puszczając jej rękę i wyciągając z kieszeni spodni swoje czarnego iPhone'a.
- To co, zamawiamy Chińszczyznę? - wyszczerzył się szeroko, wybierając często używany przez nich numer do chińskiej restauracji Kim Qang.


 

Od autorki:
Cieszę się, że pod pierwszym rozdziałem pojawiały się jakieś komentarze i to do tego pozytywne ;)
Akcja będzie się powoli rozkręcać, jak widzicie pojawiła się nowa postać - nasz słodki Liaś ^.^
No i przynajmniej w minimalnym stopniu udało mi się pokazać postać Louisa. Jestem ciekawa co o tym sądzicie? I do tego ta uprzejmość Harrego... Czyż on nie jest uroczy?! *.*
Mogę Was zapewnić, że w następnym rozdziale, będzie się zdecydowanie działo, oj będzie :D
Mam nadzieję, że liczba komentujących i obserwujących z czasem wzrośnie, ale jak to mówią: "Początki zawsze są najgorsze".
Czekam na Wasze opinie, liczę że nie zawiodłam Waszych oczekiwań <3
 
P.S. Wiem, że rozdział miał się pojawić później, ale z uwagi na to, że skończyłam go szybciej, postanowiłam nie trzymać Was w niepewności i dodać dzisiaj :*
 
Rozdział 3 pojawi się na początku następnego tygodnia, prawdopodobnie w poniedziałek - 30 czerwca ;)


нσρє♥



5 komentarzy:

  1. Super , nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Super rozdział nie moge sie doczekać kolejnych rozdziałów. Coś czuje, że Liam jest w niej zakochany 😊 kocham i czekam na kolejny❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. no ciekawe co tam dalej sie bedzie dzialo i tak cos czuje ze ona pojdzie na otwarcie tego klubu.....no nic czekam na kolejny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hope! Przepraszam. Wiem że Cię ostatnio zaniedbuję z komentowaniem ale to ten cholerny brak czasu. Nawet teraz. Powinnam szykować się do pracy ale nie najwyżej się spóźnię hihi :)
    Rozdział ten jak i poprzedni bardzo mi się podobają. Mam wrażenie że o naszą drogą Vivienne będzie zabiegało trzech facetów. Hmm?
    Podoba mi się jej zachowanie. Louis będzie tym złym? Bo jego zachowanie na to wskazuje, ale, ale zobaczymy jak to się wszystko rozwinie.
    Dobra a teraz koniecznie muszę już lecieć. Czekam na następny!
    Buźka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie masz za co :)
      Cieszę się, że mimo iż masz tyle na głowie, to potrafisz znaleźć czas na moje opowiadanie i je skomentować. Pod każdym rozdziałem, na każdym moim blogu wyrażasz Swoją opinię, dlatego też bardzo Ci za to dziękuję <333
      To naprawdę wiele dla mnie znaczy (:

      P.S. Powodzenia w pracy! ^.^

      Usuń