środa, 30 lipca 2014

Rozdział 6

>Piosnka na dziś<

            Sama nie wiedziała jak powinna zareagować na tą niezwykle złośliwą ironię losu. Rozum podpowiadał jej, że należy grzecznie zignorować niemiłą zaczepkę i brać nogi za pas, póki nie zdążyła wpakować się w jeszcze większe bagno. Problem jednakże polegał na tym, że im częściej spotykała tego faceta, tym coraz mniej zaczynała używać swojego jakże przydatnego mózgu i działała instynktownie, co w przypadku jej obecnego towarzysza było kompletną głupotą. Konfrontacja z nim mogła skończyć się tylko w jeden sposób: kłopotami. A przecież obiecała sobie i Liamowi, że będzie unikać ich jak ognia.
Mimo tego, gdy usłyszała zwrot jakim została obarczona przez mężczyznę, nie mogła tak po prostu ugryźć się w policzek i stąd wyjść. To by znaczyło, że wyzbyła się swojej kobiecej dumy, co z pewnością nie dojdzie do skutku, a już na pewno nie przez NIEGO.
            - Och, czyli z "Księżniczki" awansowałam na "Sztywniaczkę"? - zakpiła, odwracając się gwałtownie za siebie. Liczyła, że gdy doda trochę gry aktorskiej, dramaturgia sytuacji nieco wzrośnie i przynajmniej w minimalnym stopniu zrobi na niechcianym gościu wrażenie, aczkolwiek cały jej plan legł w gruzach, gdy widok jaki ujrzała, zaparł jej niemal dech w piersiach. Nawet nie wiedziała kiedy jej brwi poszybowały po jej gładkim czole wysoko ku górze, a wargi rozchyliły się na moment, by potem zostać powolnie zwilżone przez język. Wiedziała, że musiała wyglądać dla niego przekomicznie z szokiem wymalowanym w swoich orzechowych oczach, co na dodatek potwierdził jego firmowy, złośliwy uśmieszek. Z trudem przełknęła ilość śliny jaka nagromadziła jej się w ustach, ukradkiem szczypiąc się w ramię, aby mieć pewność, że to nie jest jeden z jej popapranych snów.
            Skrzywiła się lekko. Jasny gwint!
Ależ ona by chciała, aby to był tylko słodki sen, z którego w każdej chwili mogłaby się wybudzić. A jednak mimo iż było to nad wyraz absurdalne, to jak najbardziej prawdziwe. On. Louis Tomlinson we własnym wcieleniu zła, stał niecałe kilka metrów od niej na balkonie, przez które wlatywało chłodnawe powietrze. I mało tego! Pomijając jego parszywy wyraz twarzy i diabelski błysk w oczach, który przyprawił Viv o gęsią skórkę, brunet znajdował się tam w samych bokserkach. BOKSERKACH! Od pierdolonego Calvina Kleina!
            Louis swobodnie opierał się o szklaną barierkę, krzyżując ręce na nagiej klatce piersiowej, przez co wyraźnie uwydatniły się pod jego opaloną skórą wyrzeźbione mięśnie. Plątanina tatuaży jaka zdobiła jego tors oraz ramiona była dla Vivienne tak niezwykła, że nie była w stanie powstrzymać swojego zdezorientowanego spojrzenia, które cały czas uparcie wpatrywało się w czarny atrament, zdobiący ciało chłopaka. Nigdy wcześniej aż tak bardzo nie zafascynowała się czyimiś tatuażami i szczerze mówiąc nieco ją to przeraziło, gdyż wbrew swojej naturze, stwierdziła wewnętrznie, iż Tomlinson wyglądał nad wyraz seksownie w tym całym swoim "niegrzecznym" wydaniu. Głupia.
            - Co ty tutaj robisz Księżniczko? - spytał z wyraźnym podirytowaniem, zupełnie ignorując jej wcześniejszą docinkę. I tak, zdecydowanie wyczuła nacisk, jaki dał na ostatnie słowo.
Brooks prychnęła pod nosem, odgarniając z czoła pukiel włosów. Zmierzyła wzrokiem jego twarz, dziwnie stwierdzając, że jego brązowe kosmyki są bardziej potargane niż zwykle... jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało. Po prostu odczuwała niepokojące wrażenie, że coś spowodowało ten cały "bałagan" na jego głowie, który niemalże krzyczał "Właśnie robiłem coś nieprzyzwoitego kochanie!". Wzdrygnęła się na samą myśl, wykrzywiając usta w niezidentyfikowanym grymasie niesmaku.
            - Mogłabym zapytać o to samo - burknęła nieco zdezorientowana. Louis uniósł jedną ze swych brwi wysoko ku górze, a na jego cholernie idealnie wykrojonych ustach wymalował się parszywy uśmiech. Zmrużył zaczepnie swoje oczy, powodując, że jej ciało zastygło na moment w kompletnym bezruchu.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś na tyle nieinteligentna, aby się nie domyśleć, że "Zły Louis Tomlinson" - poruszył palcami w powietrzu robiąc tym samym cudzysłów - pojawi się na domówce swego kumpla? - zakpił z wyraźnym zirytowaniem. Vivienne przygryzła lekko wnętrze policzka, spuszczając wzrok na swoje buty, które nagle stały się uciążliwie niewygodne. Czuła jak jej policzki spalają się niemal żywym ogniem, gdy usłyszała jakże trafny komentarz chłopaka. Cholera. 1:0 dla dupka Tomlinsona.
- Cokolwiek  - wymamrotała speszona, nerwowo wygładzając dłońmi wierzch swojej spódnicy.
Czuła na sobie jego uciążliwe spojrzenie, które zdawało się boleśnie prześwietlać najskrytsze zakamarki jej duszy. Miała wrażenie, że stała się nagle nienaturalnie naga i zupełnie bezradna wobec niebieskookiego.
            Kącik jego ust zadrgał lekko ku górze, jednakże doskonale to zamaskował przed Vivienne, która obecnie wydawała mu się nad wyraz urocza. Taka skulona w sobie, grzeczna dziewczynka, która zabłądziła i znalazła się w mało odpowiednim dla niej miejscu. Zabawne.
Choć dziewczyna miała już dziewiętnaście lat i powoli wkraczała w dorosłe i odpowiedzialne życie, to zdawała się być nad wyraz dziecinna. Zapewne gdyby dane by mu było spotkać ją gdzieś na ulicy i gdyby cudem poświęciłby jej chwilę swojej cennej uwagi, to uznałby ją za małolatę bez gustu, która zapewne nie posiada żadnego życia prywatnego, jak i towarzyskiego. Panna Brooks po prostu była zupełnym przeciwieństwem dojrzałej, ponętnej kobiety. Zawsze ubrana w za duże, powyciągane ubrania, włosy spięte w ciasny kucyk lub kok, a makijaż ograniczał się jedynie do nałożenia kremu nawilżającego na twarz. U kogoś innego, Louis uznałby to zapewne za totalną porażkę, jednakże ona... Cóż, wydawało mu się to u niej naturalne. Ciężko mu było raczej wyobrazić sobie brunetkę w ciasnych dżinsach opinających jej chudy tyłek, cieniutkiej bluzeczce z zalotnym dekoltem, która idealnie oddałaby kształt jej wąskiej talii i szerokich bioder.
            - Ciekawe - wymruczał nisko pod nosem, przekrzywiając minimalnie głowę. Brwi Viv zmarszczyły się lekko, a jej wzrok z zainteresowaniem powędrował na jego zamyśloną twarz.
- Co jest ciekawe? - spytała zdezorientowana.
            Jasna cholera! Czy on to właśnie powiedział na głos? Niech to szlag.
- Powiedz mi Love, czy powinienem się może ubrać? - zmienił płynnie temat.
Czoło dziewczyny zmarszczyło się lekko, a w jej oczach pojawiła się pewnego rodzaju panika. Och tak. Bezsprzecznie to on panował nad sytuacją.
- C-co? - wyjąkała zbita z tropu, nie wiedząc jak powinna odebrać jego słowa. Święta Matko Cierpliwa, czy ktokolwiek jest w stanie zrozumieć tego popaprańca?
- Pożerasz mnie wzrokiem maleńka - zaśmiał się kpiąco. Jej policzki zapiekły od żywych rumieńców, a żołądek ścisnął się w coś na kształt kulki, przyprawiając ją o silne mdłości.
- Twoje niedoczekanie! - prychnęła, starając się jakoś zakryć tym swoje zmieszanie, aczkolwiek zdawała sobie sprawę z tego, że Tomlinson zdążył już to zauważyć. Niech go szlag!
- W dodatku dostałaś chyba nagłego ślinotoku - zachichotał wyraźnie rozbawiony, dalej się z nią drocząc. - O tutaj ci troszkę pociekło - postukał się w swój kącik ust, uśmiechając się przy tym złośliwie.
I choć Vivienne doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ten palant kłamie jak z nut, to jej chora ludzka natura sprawiła, że odruchowo uniosła swoją prawą dłoń i opuszkami palców przesunęła we wskazanym przez bruneta miejscu. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, energicznie cofnęła rękę do tyłu, ze zmieszaniem zerkając na Louisa, który wyglądał, jakby miał zaraz rozłożyć się na podłodze i zacząć sikać ze śmiechu. Ależ proszę, nie krępuj się - pomyślała ponuro brunetka, czując jak jej zażenowanie sięga swojej granicy.
- No dalej Księżniczko, przyznaj, że podoba ci się to co widzisz - wymruczał chłopak, odpychając się od barierki i robiąc lekki krok do przodu. W jej głowie zaświeciła się ostrzegawcza lampka, a podświadomość krzyczała głośne "Wiej!", jednak ona stała w tym samym miejscu, patrząc się na niego wyzywająco. Och, tak. Zachciało jej się ratować swoją marną dumę.
- Jesteś pewien, że żaden lekarz nie stwierdził u ciebie żadnego upośledzenia? - mruknęła sfrustrowana jego dziecinnym zachowaniem. Na jego ustach zakołysał się szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki. Czy to już ten moment, w którym zaczyna żałować swoich słów?
- Wiesz... lubię kiedy jesteś taka - stwierdził nagle, robiąc kolejny krok do przodu, tym samym wchodząc do pomieszczenia. - Udajesz wiecznie niezadowoloną z mojego towarzystwa...
- Ja jestem niezadowolona z twojego towarzystwa - wcięła się dobitnie, szybko go poprawiając. Brunet uniósł brwi w geście rozbawienia.
- Widzisz? Cały czas się opierasz.
- Wcale nie.
- Ach tak? - spytał pobłażliwie, robiąc kilka kroków do przodu, w wyniku czego był przed nią niemal na wyciągnięcie ręki. I taka odległość wystarczyła, aby Brooks cofnęła się nieco do tyłu, przełykając powolnie ślinę. - Czemu uciekasz?
- Wydaje ci się - prychnęła, krzyżując buntowniczo ramiona na piersi. I mimo iż jej postawa biła pewnością siebie, to wewnątrz zaczynała się kulić ze strachu. Rozmowa z tym kolesiem, zdecydowanie była błędnym pomysłem.
- Doprawdy? - zaśmiał się cynicznie, robiąc kolejny krok do przodu. Viv znów się cofnęła.
Na wargach bruneta pojawił się kpiący uśmiech.
- Czemu się cofasz?
- Nie robię tego! - brunetka szła w zaparte, mimo tego, że wiedziała, iż nie jest to prawdą. Louis pomachał rozbawiony głową. Zrobił nagłe dwa kroki do przodu, a ona odskoczyła mocno do tyłu, omal nie potykając się o jego buty, które leżały rozwalone na podłodze.
- Wydaję mi się, że jednak tak - stwierdził trafnie, mrużąc figlarnie powieki.
- O co ci chodzi Tomlinson? - bąknęła wyprowadzona z równowagi, jednocześnie chcąc jakoś zamaskować zażenowanie swoim płochliwym zachowaniem.
- Jedynie o to, abyś przestała uciekać.
- Ile razy mam ci, kurwa, powtarzać, że ja wcale nie...! - kiedy mówiła, Louis zrobił kolejny krok do przodu, a ona ponownie się cofnęła.
- Ależ Love, po co te nerwy? - zironizował, kompletnie wcinając jej się w zdanie. Jej dłonie zacisnęły się w piąstki, a palce momentalnie zbielały od siły jaką włożyła w ten gest. - No dalej, bądź grzeczną dziewczynką i stój w miejscu - ciągnął dalej, a kiedy się przysunął, ona już któryś raz z kolei zrobiła krok do tyłu i...
- Ostrzegałem, żebyś się nie ruszała - zaśmiał się perliście chłopak, gdy dostrzegł zdezorientowanie wymalowane na jej twarzy, gdy jej plecy zetknęły się z czymś twardym oraz chłodnym.
            Kurwa. Kurwa. Kurwa. Czemu w tym pokoju musi być tyle ścian?!
Jej wzrok automatycznie stał się płochliwy, a pewna siebie postawa rozpłynęła się w powietrzu, ustępując napięciu, jakie pojawiło się w jej ramionach. Znalazła się w cholernym potrzasku, a jakby nie patrzeć, jedyną drogę ucieczki, właśnie odciął jej Louis, który oparł dłonie po obu stronach jej głowy. Brunetka zastanawiała się nawet nad tym, czy może by nie spróbować.... Zaraz, chwila. Wróć! Co zrobił?!
            - Co ty robisz? - ledwo wyjąkała, wbijając palce w twardą powierzchnię, znajdującą się tuż za nią. Niebieskie tęczówki chłopaka powolnie przesunęły się po jej rumianej twarzy, specjalnie dłużej zatrzymując się na jej rozwartych lekko wargach. Zapewne jeszcze nietknięte - przemknęło przez myśl Tomlinsona, na co uśmiechnął się ironicznie pod nosem.
- Jesteś dziewicą, Love? - spytał znienacka brunet, przepalając jej oczy swoim świdrującym spojrzeniem. I choć dziewczyna wiedziała, że po tym kolesiu może spodziewać się wszystkiego co najgorsze, niestosowne i nieprzewidywalne, to jednak słowa jakie opuściły jego usta, wprowadziły ją w istny szok. Czuła jak serce obiło jej się boleśnie o żebra, a mocny skurcz żołądka przyprawił o zawroty głowy. I chociaż niektórzy pomyśleliby, że to niemożliwe, to jej twarz okryła się jeszcze mocniejszym, żywszym rumieńcem, który zdawał się wypalać jej skórę. Aż Brooks zapragnęła podnieść dłoń i sprawdzić opuszkami palców, czy aby przypadkiem w jej policzkach nie pojawiły się jakieś głębokie dziury, przez które można by podziwiać jej zaciśnięte mocno zęby.
            - Co to za pytanie?! - sapnęła oburzona, wpatrując się w jego wesołą twarz. Tak. Pan "nie mam żadnych skropułów i osobistej kultury" najwyraźniej bardzo dobrze się bawił.
- Normalne - wzruszył beztrosko ramionami, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Wydaje mi się, że to nie twój pieprzony interes - syknęła zdenerwowana, obrzucając go przy tym swoim nieprzychylnym spojrzeniem.
- Czyli jesteś - zaśmiał się głośno, machając przy tym głową. - Zbyt niewinna, żeby oddać się przed ślubem, huh? - drażnił się z nią, unosząc dłoń i ujmując między palce pukiel jej zakręconych włosów. Przyglądał mu się z wyraźnym zainteresowaniem, w myślach stwierdzając, że mimo iż dziewczynie ładnie było w tych gęstych lokach, to wolał ją w tej naturalnej wersji.
- Na tyle inteligentna, żeby nie zmarnować tak pięknej chwili z kimś twojego pokroju - warknęła zła, a zrazem zażenowana. Wstyd palił ją od środka i pragnęła jedynie jak najszybciej się stąd wydostać i już nigdy więcej nie ujrzeć tej parszywej twarzy.
- "Pięknej chwili"? - powtórzył z wyraźnym niedowierzaniem. - A co w tym pięknego? Nie można nawet liczyć na dobry, porządny seks, bo najpierw was boli, potem macie orgazm po dosłownie kilku minutach i oczywiście jesteście zbyt zmęczone, żeby pozwolić dokończyć swojemu partnerowi. Na dodatek plamicie łóżko krwią, a z rana kwękacie, że nie możecie chodzić i że nie byliśmy na tyle delikatni, na ile powinniśmy - sprostował zirytowany Louis, marszcząc przy tym swoje brwi.
- Seks to coś więcej, niż tylko ostre pieprzenie - ucięła Vivienne, z wyraźną determinacją w oczach.
- W tych przesłodzonych powieściach romantycznych, które przyprawiają o mdłości - owszem. Ale w rzeczywistości, to jedynie chwila przyjemności dla dwojga osób, które chcą poprawić sobie zły humor - stwierdził dobitnie, uśmiechając się na koniec złośliwe. - Pora opuścić bajkę Księżniczko i przejrzeć na oczy - dodał, pociągając nieco za jej włosy, na co szybko odtrąciła jego dłoń.
- Jesteś okropny - sapnęła oburzona jego poglądami. Chciała się odwrócić i jak najszybciej ulotnić się poza zasięg Tomlinsona, jednakże gdy tylko jej prawa noga zrobiła lekki krok w bok, ten ponownie usytuował swoją doń na ścianie, tym samym po raz kolejny odgradzając jej jedyną drogę ucieczki. Jej brwi zmarszczyły się groźnie, a w oczach pojawiła się istna frustracja.
- Znowu uciekasz - stwierdził z bezczelnym uśmiechem, dobrze wiedząc, że doprowadzi ją tym do szewskiej pasji. Jej twarz pokrył wściekły, czerwony odcień, a usta zacisnęły się w cienką linię, niemal siniejąc. Jak myślicie, zauważyłby ktoś nagłe zniknięcie tego dupka, gdyby ktoś przypadkiem, tak hipotetycznie rzecz ujmując, postanowił wynająć płatnego mordercę, który zająłby się nim po cichu? - Jesteś strasznie płochliwa Love - mruknął pod nosem, przekrzywiając minimalnie głowę na bok.
- Wcale nie - wyburczała niezadowolona, mocno ściągając swoje równe brwi. Oczy chłopaka błysnęły rozbawieniem. Uniósł delikatnie dłoń do góry i opuszkami palców musnął jej zarumieniony policzek, który wydawał mu się być nad wyraz gładki w dotyku. Gdy tylko dziewczyna poczuła kontakt fizyczny ze strony Louisa, automatycznie chciała odskoczyć do tyłu, jednakże z powodu tego, iż miała za sobą twardą przeszkodę, łupnęła boleśnie głową o ścianę, automatycznie się krzywiąc.
- Ała - jęknęła cierpiętniczo, gromiąc spojrzeniem zadowolonego z siebie Tomlinsona.
- Widzisz Księżniczko? Nie pozwalasz nawet na najmniejsze zbliżenie się do ciebie.
- Być może dlatego, że jesteś ostatnią osobą, z którą chciałabym przebywać w jednym pokoju?
- A jednak tu jesteś - uśmiechnął się figlarnie. Z jej ust wydobyło się westchnięcie pełne irytacji. - Powiedz mi, ile facetów widziałaś w takiej odsłonie?
Vivienne zgryzła mocno wnętrze policzka, odwracając wzrok w bok, byleby tylko nie patrzeć na stojącego przed nią bruneta. Do czego on zmierzał? Co chciał osiągnąć poprzez te chore pytania? A może po prostu ustanowił sobie jako nowe hobby dręczenie jej?
- Nie powinno cię to...
- Tak jak myślałem - zachichotał szyderczo, zatrzymując wzrok na jej zaczerwienionej twarzy. Taka niewinna. - Popatrz uważnie skarbie - mruknął zachęcająco, odsuwając się minimalnie do tyłu, aby mogła obejrzeć go w całej krasie. I choć dziewczyna zdecydowanie nie chciała tego robić, to jej głupia, kobieca natura, nagle postanowiła dojść do głosu, powodując, że jej oczy z zainteresowaniem przesunęły się po gorącym ciele Louisa. Jej głęboki wzrok chłonął na pamięć każdy, dobrze rozbudowany mięsień, odznaczający się pod seksownie opaloną skórą. Zazdrościła mu pięknego, wystającego obojczyka, który aż prosił się o muśnięcie wargami. Jabłko Adama chłopaka poruszyło się delikatnie, gdy przełykał ślinę.
- Nie krępuj się, możesz popatrzeć niżej - wymruczał ochrypłym głosem brunet, delikatnie łapiąc ją za brodę i ściągając jej twarz ku dołowi, przez co jej tęczówki powędrowały po jego rozbudowanym torsie, ledwo widocznych żebrach, na Boga.... idealnie rozbudowanym brzuchu, aż do... Słodziutka Panno Niebieska! Seksownego wcięcia w kształcie litery "V" tuż przy krańcach czarnych bokserek. Brooks automatycznie wstrzymała oddech, z całej siły zgryzając swoją dolną wargę tak, że niemal czuła w ustach metaliczny posmak krwi.
            - Chcesz dotknąć? - usłyszała niski, pociągający szept tuż przy swoim uchu, na co zaskoczona otworzyła szerzej oczy. Była tak oczarowana podziwianiem go, że nawet nie spostrzegła, kiedy przylgnął do jej kruchego ciała.
- Uh-um... J-jaa.... - zaczęła się jąkać, nie potrafiąc skupić się na niczym innym, niż ciężki oddech Tomlinsona, który równomiernie odbijał się od jej szyi, powodując mocne skurcze żołądka.
- No dalej Love, nie wstydź się - przygryzł płatek jej ucha, na co pisnęła cichutko. Z jego gardła wydobył się lekki chichot na jej reakcję. Złapał delikatnie jej prawą dłoń i nie odsuwając się nawet o centymetr ułożył ją na swoim muskularnym ramieniu, łapiąc z nią mocny kontakt wzrokowy. Jego oczy były w tym momencie takie hipnotyzujące, czuła się zupełnie jakby pochłaniał ją całą. Dziewczyna zupełnie nie panowała nad swoimi odruchami, czuła się jak w jakimś dziwnym transie.
            Jej smukłe palce z delikatnością motyla musnęły jeden z jego tatuażów, na co dostał niespodziewanej, gęsiej skórki. Musiał przyznać, że dotyk Vivienne, zdecydowanie różnił się od tych wszystkich, jakich doznał od innych kobiet. One zazwyczaj wbijały mocno swoje paznokcie w jego skórę i pozostawiały po sobie czerwone, piekące ślady ( co oczywiście lubił). Przy Brooks miał świadomość, że jak dziewczyna tylko zabierze dłoń, nie pozostawi po sobie nic, zupełnie jakby ich kontakt fizyczny nigdy nie istniał. To było w pewien sposób interesujące i pociągające.
            - Podoba ci się? - brunet wychrypiał wprost do jej ucha, gdy zdał sobie sprawę z tego, że jej opuszki palców cały czas nieustannie badają ciemny atrament zdobiący jego ciało. Dziewczyna nie odpowiedziała. Jedynie westchnęła cichutko, jakby z rozmarzeniem, rozchylając delikatnie swoje usta, przez co nieświadomie zwróciła uwagę Louisa. Jego wzrok z zainteresowaniem przesunął się po jej nieobecnej twarzy; chłopak spokojnie mógł stwierdzić, że to było jej pierwsze zbliżenie z mężczyzną. Na samą myśl, że był tym pierwszym, któremu udało się do niej "dostać", chory uśmiech satysfakcji wkradał się na jego pełne wargi.
            Jego dłonie niewidocznie zsunęły się niżej, niespodziewanie pojawiając się na jej biodrach, gdzie pasowały niemal idealnie. Zupełnie jakby dołożył ostatni puzzel do układanki.
Czując napięcie w ciele Viv, niemal natychmiastowo pochylił się do jej szyi i złożył na niej powolny, ledwo wyczuwalny pocałunek, licząc, że w ten sposób uda mu się ją nieco rozluźnić. I zapewne by poskutkowało, gdyby nie popełnił jednego, okropnego błędu... Jego ręce nieświadomie powędrowały do jej miękkich pośladków, co zadziałało niczym kubeł zimnej wody. Jej dłonie automatycznie wystrzeliły do przodu i mocno zderzyły się z klatką piersiową Louisa, odpychając go gwałtownie do tyłu, na co pozwolił. Jej oddech był ciężki i urwany, a wstyd zdawał się chłonąć ją całą.
            - Nie... Nie wierzę - wysapała do siebie, wplątując nerwowo palce w swoje pokręcone włosy. W jej oczach malował się istny szok, a głowa co jakiś czas zaprzeczała wszystkiemu, co wydarzyło się zaledwie kilka sekund temu. - Ty... - wyszeptała, podnosząc wzrok na uśmiechniętego szeroko chłopaka. - TY! - wrzasnęła zdenerwowana, wskazując na niego oskarżycielsko palcem. - Ty marna podróbko faceta, ty pomyleńcu, tu zboczeńcu jeden! - wykrzyczała głośno, wbijając palec wskazujący w jego twardą pierś. - Posądzę cię o molestowanie seksualne, palancie! - warknęła zła, gdy złośliwe zadowolenie ani na moment nie opuszczało jego parszywej twarzy. Słodki Jezu, jak ona mogła być taka głupia?!
- Cóż, nie nazwałbym tak tego - mruknął nad wyraz spokojnie. - W końcu tobie również się podobało, nieprawdaż? - uniósł wymownie swą brew, obdarzając ją śnieżnobiałym, figlarnym uśmieszkiem. Krew w jej żyłach zagotowała się, a dłonie zwinęły w ciasne piąstki. Uch, ależ ona miała ochotę rozkwasić mu krtań!
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mnie, rozumiesz?! - wycedziła przez zęby, kierując się w stronę wyjścia. - NIGDY! - krzyknęła jeszcze, zanim mocno trzasnęła drzwiami, zostawiając w pokoju rozbawionego całą sytuacją Tomlinsona.

            Harry, mimo że znany był jako pogodny i towarzyski facet, z którym niemal wszyscy lubili spędzać czas i zatracać się we wspólnych zabawach, to w tejże chwili zdecydowanie stał się przeciwieństwem swojego prawdziwego "ja". Sam nie bardzo potrafił określić czemu, ale już od pierwszego spojrzenia zrozumiał, że za żadne skarby świata nie byłby w stanie polubić rzekomego przyjaciela Vivienne. Liam wydawał mu się nad wyraz podejrzany. Ta jego przesłodzona troska o brunetkę, zgrywanie opiekuńczego chłopaczka, który jest gotów ochronić ją przed wszystkim... Styles miał tylko jedno słowo, które według niego mogło określić postawę Payne'a - żałosne.
            - Jak długo znasz Ennie? - spytał z uniesioną brwią wyżej wymieniony, prześwietlając swoim uważnym spojrzeniem, znudzonego jego towarzystwem, loczka. Zielonooki powolnie przeczesał palcami swoje sprężyste włosy, niechętnie patrząc się na twarz towarzysza, który coraz bardziej zaczynał go irytować. Westchnął ciężko, uśmiechając się do niego krzywo.
- A co, piszesz biografię? - wypalił kpiąco, nie mogąc już się powstrzymać. Naprawdę miał wielką ochotę powiedzieć wiele niemiłych komentarzy względem Liama, jednakże świadomość, iż jest to prawdopodobnie ktoś ważny dla panny Brooks, powstrzymywała go przed tym. Tak, nie da się ukryć, że zdążył bardzo polubić brunetkę, a i nie chciał, aby ta się do niego zraziła. Wystarczyło mu, że Louis zdecydowanie nadrabiał zniechęcanie jej do siebie, za całą ich paczkę.
            Oczy bruneta zwęziły się wyraźnie, a zarys szczęki zaostrzył, gdy niemal zgrzytnął zębami, bełtając w ustach masę przekleństw skierowanych do Styles'a. Nie rozumiał, jakim cudem Viv mogła się zauroczyć kimś takim?! Zdecydowanie nie dało się nie zauważyć jej delikatnego, promiennego uśmiechu, gdy loczek poświęcał jej swoją uwagę, bądź uroczych rumieńców, gdy ich spojrzenia się ze sobą splatały. Wiedział, że przyjaciółka będzie temu zaprzeczać, ale on znał prawdę. Znał ją.
            - Przejdź lepiej do sedna sprawy, bo widzę, że chyba masz mi coś bardzo ważnego do powiedzenia - prychnął olewająco Harry, unosząc swoją puszkę z piwem i upijając z niej sporego łyka.
Liam nie mógł nie przyznać, że zirytowało go to, że ten koleś w tak prosty sposób zdołał go przejrzeć. Sądził, że stopniowo uda mu się dojść do upragnionego tematu, aczkolwiek jak widać, lokowatemu również nie odpowiadało jego towarzystwo.
            - Posłuchaj uważnie - warknął bez zbędnych ogródek, krzyżując ramiona na piersi. Styles posłał mu wyzywające spojrzenie, jednak Payne postarał się to umiejętnie zignorować.
- Nie wiem jakie masz zamiary względem Vivienne, ale jeśli dowiem się, że zrobiłeś jej jakąkolwiek krzywdę, że choć raz przez ciebie zapłakała... - ciągnął, podchodząc niebezpiecznie blisko chłopaka. Byli niemal tego samego wzrostu, jednakże to Liam był tym "nieco wyższym", co dało mu chorą satysfakcję. Wlepił swoje ostrzegawcze spojrzenie w obojętny wzrok przeciwnika, napinając mięśnie swojego ciała. - Zrobię ci z życia piekło, Styles - wysyczał agresywnie, bez ani krzty rozbawienia w głosie. Loczek, gdy usłyszał słowa wypadające z ust bruneta, automatycznie spoważniał, a jego tęczówki znacznie pociemniały.
- Nie tylko tobie zależy na tym, aby była bezpieczna - warknął wyprowadzony z równowagi Harry, marszcząc mocno swoje czoło. Zmierzył powolnym spojrzeniem twarz równie wściekłego Payne'a, po chwili uśmiechając się złowrogo. - Masz coś na sumieniu - stwierdził nagle, powodując, że w tęczówkach przeciwnika pojawiła się lekka panika. - Nie wiem co ukrywasz, ale dowiem się - dodał z wyższością w głosie, po czym z zadowoleniem wymalowanym w oczach minął spiętego chłopaka, potrącając go swoim ramieniem.

            Nie mogła w to uwierzyć. To było naprawdę absurdalne, wręcz nieprawdopodobne, żeby dosłownie piętnaście minut temu, oddawała się pieszczotom cholernego Tomlinsona. Zapewne gdyby ktoś powiedział jej, że coś takiego się stanie, wyśmiałaby tą osobę, stukając się mocno w czoło. Sądziła, że jest na tyle inteligentną kobietą, iż nie da się złapać w podstępną siatkę tego palanta, który uznawał samego siebie za nie wiadomo kogo. Nienawidziła w nim tego pieprzonego samouwielbienia, tego że doskonale wiedział, że jest gorący i może niemal wszystko. Gówno prawda! - wykrzyknęła sfrustrowana w myślach, zaciskając dłonie w pięści. Ten bipolarny dupek może i był przystojny, a do tego niesamowicie pociągający z zewnątrz, jednakże jego wnętrze było tak zgniłe i okropne, że stanowczo ją od niego odpychało. Czuła do niego nie tylko nienawiść, ale i obrzydzenie. Nie rozumiała jak można stać się tak zepsutym. Aż robiło jej się go żal. Taki człowiek nie może być szczęśliwy. Prędzej, czy później przekona się tego na własnej skórze.
            - Vivienne, kochanie! - usłyszała krzyk tuż przy swoim uchu i poczuła czyjeś drobne ramiona, które oplotły jej ciało. Zaskoczona dziewczyna uniosła wysoko swe brwi ku górze, jednakże po chwili zamieniła to na niemrawy uśmiech.
- Co jest, Mii? - spytała nad wyraz spokojnie, starając się jakoś zamaskować swoje wzburzenie zachowaniem Louisa. Bo przecież to wszystko było tylko i wyłącznie jego winą, prawda?
- Jak to "co jest"? Zabawa! - zapiszczała szczęśliwie, cmokając dziewczynę w policzek. Ennie pomachała zrezygnowana głową, wyswobodzając się z jej szczelnego uścisku, gdyż zaczęło jej się robić gorąco. I tak w samym pomieszczeniu było duszno, nie potrzebowała dodatkowego ciepła od blondynki. - No dalej mała, nie mów, że źle się bawisz! - westchnęła ciężko, przyglądając się ponurej minie przyjaciółki.
- A co jeśli tak? - bąknęła z niezadowoleniem, krzyżując ramiona na piersi. Zdecydowanie coraz bardziej zaczynała mieć dosyć tej imprezy. Może Liam miał rację? Może nie powinnam słuchać Miley?
- Nie wierzę w to co słyszę! - ręce blondynki wystrzeliły ku górze, a jej usta uformowały się w wielkie "o".  - Jestem pewna, że to taki marny żart z twojej strony moja droga - syknęła zniecierpliwiona. Położyła dłoń na ramieniu brunetki, potrząsając nią lekko. - Dziewczyno, czy ci na mózg padło?! Przyszłaś tu z mega seksownym, boskim, zapierającym dech w piersiach kolesiem, który ma tak zajebisty tyłek, że gdybym nie miała faceta, to rzuciłabym się na niego bez zastanowienia, a ty wygadujesz takie rzeczy?! - wyrzuciła z siebie oburzona, marszcząc mocno brwi. - Co z tobą nie tak?! - pisnęła, oddychając szybko. - Może masz gorączkę? - sapnęła, przykładając energicznie dłoń do czoła przyjaciółki, tym samym targając jej włosy.
- Przestań! - syknęła zła Viv, odtrącając rękę dziewczyny. Czasami naprawdę potrafiła być upierdliwa.
- Ktoś ci coś nagadał na jego temat? A może Styles cię jakoś uraził? Powiedz tylko, a osobiście się z nim rozprawię!
- Harry mi nic nie zrobił - westchnęła ciężko Ennie, masując palcami nasadę nosa. Blondynka położyła dłonie na swoich biodrach, układając usta w lekki dziubek.
- To co jest z nim nie tak?
- Wszystko jest okej. Naprawdę. Harry jest... w porządku - odparła zmęczona natarczywym pytaniami dziewczyny. Zdecydowanie nie obraziłaby się, gdyby nagle pojawił się Luke i zabrał ją gdzieś daleko stąd. Oj, tak. Bezsprzecznie potrzebowała chwili odsapnięcia.
- "W porządku"? - wysapała niedowierzająco Miley, otwierając szeroko oczy. Już w jej błękitnych tęczówkach Vivienne dostrzegła błysk, który świadczył o tym, że na końcu języka miała coś bardzo głupiego. - Boże! - zapowietrzyła się nagle blondynka, zatykając usta dłonią. - Błagam, tylko mi nie mów, że ty... Słodki Jezu... Jesteś lesbijką?! - wykrzyknęła spanikowana, wpatrując się w oniemiałą brunetką z obłędem w oczach. Brooks zgarbiła swoje ramiona z najzwyczajniejszej bezradności i mogła spokojnie stwierdzić, że nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że jej szczęka właśnie zetknęła się z połyskującą podłogą. Brunetka zastanawiała się, czy Mii była na tyle pijana, żeby palnąć coś tak idiotycznego, czy może najzwyczajniej tak głupia - bo chcąc, czy nie, Viv musiała przyznać, że jej przyjaciółka do osób najmądrzejszych i spostrzegawczych raczej nie należała.
- C-co? - wpuściła z siebie powietrze, czując jak jej policzki palą się żywym rumieńcem, gdy zorientowała się, że kilka osób przygląda im się ukradkiem. Jasny gwint! - Nie! Oczywiście, że nie! - krzyknęła wyprowadzona z równowagi, gromiąc spojrzeniem skołowaną niebieskooką.
- Och - wydostało się spomiędzy ust Miley, która posłała dziewczynie przepraszające spojrzenie. - Wybacz, po prostu... Wydawałaś się zupełnie niezainteresowana Harrym i... Na litość boską, to twoja wina! - wskazała na nią oskarżycielsko palcem.
- ŻE CO?! - wycedziła wściekle Brooks, zakładając dłonie na biodrach. - Olśnij mnie, kiedy niby dałam ci do zrozumienia, że jestem "homo" - syknęła, tworząc w powietrzu cudzysłów palcami.
- Nigdy nie interesowałaś się żadnym chłopakiem na poważnie - wzruszyła beztrosko ramionami, jakby to wszystko tłumaczyło. - To nie jest normalne, szczególnie, że powinny w tobie buzować teraz hormony i chęć seksu.
             Dziewczyna przymknęła mocno powieki, licząc w myślach do dziesięciu. Czyżby wszyscy się dzisiaj na nią zmówili i postanowili się na niej powyżywać?
- A propo tematu... Gdzie twój Bóg Seksu? - spytała zaciekawiona Miley, unosząc pytająco brew ku górze. I choć Brooks zdecydowanie nie należała do osób złośliwych, to z powodu swojego marnego samopoczucia, miała wielką ochotę odpysknąć "Wrócił na Olimp pieprzyć Afrodytę".
- Nie mam zielonego pojęcia - burknęła zirytowana, zaczesując włosy do tyłu, gdy po raz kolejny niechcianie wpadły jej do oczu. - Wiesz co? Pójdę po coś do picia - dodała po chwili, gdy dostrzegła jak jej przyjaciółka zamierza coś powiedzieć.
     Zdecydowanie miała dość jak na razie wrażeń, więc wolała się ulotnić, nim Mii kompletnie wyprowadzi ją z równowagi.
            
 
 
Od autorki:
Ach, wróciłam, wróciłam, wróciłam! ^.^
Nawet nie wiecie jak mnie roznosiło przez ten cały tydzień, kiedy nie miałam dostępu do laptopa (chyba się od tego uzależniłam o.O xD). Ach, nawet nie wiecie jak bardzo tęskniłam! :D
Trochę pomysłów zdążyło już mi się pojawić w tej mojej chorej głowie, tak więc teraz tylko muszę przelać wszystko na klawiaturę, żeby w końcu zaznać "wewnętrznego spokoju" xD
Ten rozdział może nie jest jakoś powalająco długi, ale myślę, że jego treść jest w miarę zadowalająca i choć trochę uśmierzyła Wasze zniecierpliwienie (:
Naturalnie to nie wszystko co planuję, impreza się jeszcze nie skończyła i mam kilka asów w rękawie, które chcę wykorzystać ^^'
A więc, co sądzicie o tym rozdzialiku, hmm?
Czy nasz napalony Lou nie zapędził się nieco ze swoimi lepkimi łapkami? Och, błagam! Każda chciałaby się znaleźć na miejscu Vivienne, hmm? :D
A co sądzicie o Liamie? Myślicie, że Harry ma trafne podejrzenia względem niego? Payne coś ukrywa?
 
P.S   Miiiiley!<3
 Aww, kocham tą blondyneczkę. Oficjalnie ogłaszam, że ta dziewczyna staje się jedną z moich ulubionych postaci, jakie kiedykolwiek wymyśliłam! ^,^
 
P.S2 Liczę, że pod tym rozdziałem pojawi się taka sama liczba komentarzy, jak pod poprzednim!
 
P.S3 Jestem bardzo wdzięczna wszystkim, którzy nominują mnie do Libster Awards, jednakże nie biorę w tym udziału. Z góry przepraszam :)
 
 
 
нσρє♥

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 5

>>Piosenka na dziś<<

            Przebywanie wśród rozemocjonowanych, nietrzeźwych i otumanionych ludzi, od których woń alkoholu i papierosów można było wyczuć już na kilometr, zdecydowanie nie znajdowało się na liście Vivenne o nazwie "Rzeczy do zrobienia". Bez wątpienia nie ciągnęło ją w tego typu klimaty, a świadomość, że niemal nikogo tutaj nie znała, wcale nie poprawiała jej humoru. Jedynym pozytywem tego całego "zajścia" było to, że brunetka miała w końcu okazję pojawić się na imprezie z tradycyjnymi, czerwonymi, amerykańskimi kubeczkami, wypełnionymi po brzegi procentami.
            Gdy tylko razem ze swoimi towarzyszami opuściła samochód loczka, głośna, dudniąca muzyka doszła do jej uszu, wprawiając w wibracje brukowy chodnik, jakim wyłożony był podjazd. Zdławione śmiechy i okrzyki balangowiczów przywitały ich już od progu. Równo przystrzyżona trawa była kompletnie zdeptana, bądź upaćkana jakąś bliżej niezidentyfikowaną substancją, która od samego patrzenia przyprawiała o niemałe mdłości. Jasne, ogrodowe światła sprawiały, że cienie tańczących osób przesuwały się zgrabnie po ścianach domu, a kolorowa serpentyna zwisająca z dachu i gałęzi dość sporej lipy, wesoło kołysała się przy nawet najmniejszym podmuchu wiatru.
            Viv objęła się szczelnie swoimi kruchymi ramionami, uśmiechając się sztucznie w kierunku Harrego, który posłał jej uważne, troskliwe spojrzenie. Wiedziała, że musiała być nienaturalnie blada, a jej wargi zapewne układały się w czymś w rodzaju cierpiętniczego grymasu, jednakże nie potrafiła w sobie tego stłumić. Naprawdę nie chciała urazić Stylesa - był szczerze dobrym towarzystwem, aczkolwiek nie mogła powiedzieć tego samego o całej reszcie. Miley wraz z Lukiem zniknęli jej z oczu, gdy tylko przekroczyli próg domu organizatora tej całej imprezy, a ona została skazana na samotność z Harrym. I nie żeby jej to przeszkadzało - wręcz przeciwnie -, jednak dziewczyna nie bardzo wiedziała jak powinna się przy nim zachować. Gdy ostatnim razem rozmawiali w jego samochodzie atmosfera była mniej napięta, a loczek zdecydowanie mniej gorący, niż dzisiejszego wieczora. Jej niesforny wzrok co chwila przesuwał się po jego postawnym ciele, a i z przerażeniem stwierdziła, że łapie się na tym, iż z zainteresowaniem przyglądała się jego odsłoniętemu obojczykowi, gdzie mogła dostrzec część tatuażów zdobiących jego dość muskularną osobę.
            - Dobrze się czujesz? Jesteś cała rozpalona - stwierdził opiekuńczo brunet, delikatnie muskając opuszkami palców jej rozgrzany do czerwoności policzek. Vivienne spojrzała się na niego zawstydzona, zgryzając przy tym swoją dolną wargę. 
- Wszystko w porządku. Ja po prostu... nie jestem przyzwyczajona do tego typu klimatów - odparła z lekkim zażenowaniem, wzdrygając się zniechęcona, gdy poczuła jak jakiś przepocony koleś przypadkiem otarł się o jej nagie ramię. Yh, obrzydliwe.
- Rozumiem - chłopak zaśmiał się wdzięcznie, a loki lekko podskoczyły na jego głowie niczym malutkie sprężynki. - Preferujesz bardziej spokojniejszy tryb życia? - bardziej stwierdził, niżeli zapytał. Brunetka starała się w tym dopatrzeć chociażby garstki kpiny, jednakże nic takiego nie odnalazła. Z której strony by nie patrzeć, Harry brzmiał nad wyraz szczerze i tolerancyjnie. Zapewne gdyby powiedział to Louis, to złośliwość niemal by kapała mu z ust - przemknęło jej przez myśl.
- Nazwałabym to raczej odmiennym spędzaniem wolnego czasu - stwierdziła niewinnie, aczkolwiek na jej ustach zabłąkał się nieco zadziorny uśmiech. O mamuniu! Czy ona z nim właśnie flirtowała?! Co prawda na swój własny, marny sposób, ale jednak.
I nie da się ukryć, że chłopak najwyraźniej to dostrzegł, gdyż obdarzył ją swoim zniewalającym uśmiechem, przez chwilę wpatrując się intensywnie w jej lekko zaszklone od dymu papierosowego oczy.
            - Napijesz się czegoś? Może zrobię ci drinka? - spytał starszy chłopak, wskazując głową w kierunku kuchni, gdzie na ogromnym, szklanym stole porozstawiane były kubki, puszki piwa i wiele innych alkoholów, które zapewne zostaną skonsumowane już niedługo, patrząc na zadowolone, dość podpite towarzystwo.
             Vivienne uśmiechnęła się nieśmiało, zaczepiając za ucho zbłąkany kosmyk włosów. Jakaś minimalna cząstka jej podświadomości szeptała ciche "Wyluzuj i zabaw się dziewczyno! Przecież nie chcesz wyjść na głupią przed Harrym", jednak jej wewnętrzne "ja" stanowczo odradzało, każąc jej trzymać się swojego rozumu. I choć naprawdę pragnęła zyskać w oczach bruneta, to bez wahania zaprzeczyła krótkim ruchem głowy.
            - Dziękuję, ale chyba dzisiaj zaprzestanę na zwykłym soku.
- Pomarańczowy, świeżo wyciskany? - zachichotał loczek, powodując, że i dziewczyna odwzajemniła ten gest. - Już się robi. Czekaj tu na mnie Księżniczko - obdarzył ją swoimi śnieżnobiałymi zębami, po czym szybkim krokiem ulotnił się w stronę kuchni, zostawiając nieco skołowaną Brooks.
Viv nie mogła zaprzeczyć, że gdy usłyszała zwrot, jakiego użył w jej kierunku Styles, to jej ciało automatycznie się napięło, a przed oczami pojawiła się twarz Tomlinsona. Ten jego cyniczny uśmiech, zarozumiałe spojrzenie i pewna siebie postawa; wszystko to doprowadzało ją do szału. Mimo tego, że już od kilku dni dane jej było nie widzieć tego nadętego kolesia, to ten i tak ciągle błąkał się jej w myślach, powodując, że choćby najmniejsza, związana z nim rzecz powodowała u niej szybsze krążenie w krwiobiegu. Głupia.
            Brunetka rozejrzała się dyskretnie dokoła, z lekkim zainteresowaniem lustrując wzrokiem poczynania jakiejś krótko ściętej blondynki, na której ustach cały czas błąkał się szeroki, piękny uśmiech. Jej proste, złote kosmyki, chociaż sięgały ledwo żuchwy, to subtelnie kołysały się na boki okalając jej zaróżowiałe policzki, gdy tylko poruszyła się w rytm dudniącej muzyki. Widać było, że dziewczyna z wielkim zaangażowaniem przyglądała się nieznanemu jej brunetowi, który witał się z jakimiś innymi kolesiami. Tamci krzyknęli coś do niego w rodzaju "Zajebista impreza, stary!", przez co  zaczęła nabierać podejrzeń, iż to musiał być gospodarz domu.
            Gdy chłopak został tylko sam, nieznana blondynka szepnęła coś na ucho do swojej koleżanki, po czym dopijając resztki alkoholu z czerwonego kubeczka, powolnym, zgrabnym krokiem skierowała się  do bruneta. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, iż dziewczyna zdecydowanie na niego leciała.
W momencie, gdy stanęła tuż przed nim, obdarzyła go zapewne jednym ze swoich wyćwiczonych, zalotnych uśmieszków, przygryzając koniuszek swojej wymalowanej na czerwono wargi. Vivienne zmrużyła lekko powieki, przyglądając się flirtującej nieznajomej. Była zdecydowanie bardziej niż bliżej chłopaka, co chwila dotykała go dyskretnie to za ramię, to za klatkę piersiową, a jej pełen namiętności wzrok z pożądaniem wędrował po postawnej sylwetce bruneta, który zapewne był zachwycony takim obrotem sprawy.
            Orzechowe tęczówki Brooks zawitały na twarzy chłopaka, a jej brwi poszybowały wysoko ku górze, gdy zauważyła wyczuwalny brak zainteresowania z jego strony. Jego mimika zdecydowanie pokazywała jak bardzo był znudzony i obojętny swoją towarzyszką, i co najlepsze, wcale tego nie ukrywał. Nawet nie starał się w jakiś dyskretny, grzeczny sposób uświadomić biedną blondynkę, że nie ma u niego żadnych szans. On po prostu przerwał jej w połowie zdania, powiedział zapewne coś bardzo niemiłego - Viv zgadywała po nietęgiej twarzy nieznajomej - i najnormalniej w świecie odszedł, potrącając ją przy tym swoim barczystym ramieniem.
Wargi Ennie otworzyły się delikatnie, a w jej oczach zapaliły się wyraźne iskierki oburzenia. Wspominała, że nienawidziła takiego braku wychowania u mężczyzn? Między innymi też dlatego tak bardzo pałała niechęcią do Tomlinsona - ten to zdecydowanie nie posiadał chociażby najmniejszego pojęcia o etyce i dobrym wychowaniu. Zachowywał się jak jakiś pieprzony neandertalczyk i... I kurwa! Przecież miała o nim nie myśleć, na miłość boską!
            W momencie, gdy zaczęła przeklinać w myślach swoją rodowitą głupotę, coś, a raczej ktoś, wpadł na nią gwałtownie. Poza silnym, dość bolesnym uderzeniem, poczuła również jak coś zimnego pokrywa jej dekolt i obojczyk, spływając w dół, prosto na jej kreację. Jej źrenice rozszerzyły się nieco, a z gardła wydobył się zduszony jęk, gdy impulsywnie uniosła dłonie do góry, przyglądając się z zażenowaniem swojemu obecnemu wyglądowi.
            - O rany, przepraszam to... Ennie?
W jej uszach rozniósł się głośny, zdezorientowany głos, który znała zbyt dobrze, aby nie wiedzieć do kogo należał. Brązowe tęczówki przyjaciela przepalały ją niemal na wylot, a zaskoczenie malujące się na jego stężałej twarzy świadczyło o tym, że zdecydowanie nie spodziewał jej się tam spotkać.
            Brunetka westchnęła lekko, przyglądając się Payne'owi z wyraźnym zainteresowaniem. Rzadko kiedy udawało jej się doprowadzić go do takiego stanu i musiała przyznać, że Liam w takiej odsłonie był nad wyraz zabawny.
            Uśmiechnęła się do niego lekko, odrzucając na plecy pukle swoich długich, miękkich włosów.
- Sądzisz, że oblewanie kobiet śmierdzącym alkoholem jest dobrą metodą na podryw? - spytała żartobliwie, unosząc wymownie swą brew ku górze. Na ustach chłopaka uformował się szeroki, figlarny uśmiech. Podrapał się nieco skrępowany po karku, odwracając na chwilę wzrok, zupełnie jakby chciał ukryć przed nią swoje zmieszanie obecną sytuacją.
- Próbujesz mi dać delikatnie do zrozumienia, że marny ze mnie flirciarz? - podjął się tej zabawnej wymianie zdań, mrużąc przy tym swoje wesołe oczy. Z jej gardła wydobył się cichy chichot.
- Skądże... Jedynie sugeruję zmianę taktyki - odparła, przewracając przy tym teatralnie oczami. Brunet pomachał zrezygnowany głową, przyglądając jej się uważnie z dość głupawym uśmieszkiem na ustach. Jego skoncentrowany wzrok co chwila skakał z jej twarzy na strój, w jaki obecnie była ubrana. I nie żeby coś, ale poczuła się przez to nieco skrępowana - co było dla niej nowym doświadczeniem względem Payne'a. Wcześniej jej się to nie zdarzało.
            - Co? - burknęła, gdy już nie mogła wytrzymać niemego zachowania ze strony dwudziestolatka. Kąciki jego pełnych warg zadrgały w wyraźnym rozbawieniu jej nagłą, buntowniczą postawą. Chłopak bez zastanowienia złapał ją za prawą dłoń, powodując, że automatycznie cała złość jaka się w niej pojawiła, nagle gdzieś wyparowała. Oj tak. Tylko Liam posiadła zdolność wzbudzania w niej tak silnych odczuć - można spokojnie stwierdzić, że była z nim cholernie mocno związana emocjonalnie.
            - Nic - zaśmiał się, zakładając za jej ucho pukiel zbłąkanych włosów. - Po prostu podziwiam widoki - poruszył wymownie brwiami, jednocześnie obkręcając ją wokół jej własnej osi, przez co uśmiechnęła się lekko pod nosem. I weź tu się na takiego gniewaj - nierealne.
- Bardzo zabawne - wymamrotała nieco zawstydzona, czując jak na jej policzki wkradają się żywe rumieńce. Splotła nieco mocniej swoje palce na dłoni przyjaciela, który nadal nie potrafił wyjść z podziwu jej wyglądem. Mógł spokojnie stwierdzić, że po raz pierwszy w swoim życiu było mu dane zobaczyć "taką" Vivienne. Zazwyczaj ta krucha brunetka dawała mu solidnie do zrozumienia, że imprezy nie są jej żywiołem, a pijane towarzystwo nie należy do osób, wśród których mogłaby się poczuć chociażby w minimalnym stopniu komfortowo. Trudno więc mieć mu za złe to, że miał ochotę uszczypnąć się mocno w łydkę i wsadzić głowę do kubła zimnej wody, następnie przecierając oczy piąstkami, by móc stwierdzić, że aby na pewno nie śni.
            - Czemu tu jesteś Ennie? - spytał opanowany Liam, aczkolwiek na jego twarzy wymalował się pewnego rodzaju niepokój. Brooks z całą pewnością nie pojawiałaby się tutaj z własnej woli. Jego przyjaciółka NIGDY nie chciała się pokazywać na tego rodzaju "spotkaniach".
- Nie rozumiem - wymruczała cicho, przystępując lekko z jednej nogi na drugą. - Nie cieszysz się na mój widok? - spytała tym razem żartobliwie, jednak w jej oczach kryło się coś jeszcze. Pewnego rodzaju panika.
Dziewczyna dobrze wiedziała jaki był Payne - nadopiekuńczy i troskliwy. Wprost uwielbiał obchodzić się z nią niczym z jajkiem i kochał panować nad sytuacją. Zawsze starał się dopilnować, aby czuła się komfortowo i do niczego jej nie zmuszano; ceniła to w nim. Był taki bezinteresowny w tym co dla niej robił. Niczego nie chciał w zmian - po prostu pragnął, aby była szczęśliwa i bezpieczna.
            Jego brwi zmarszczyły się delikatnie, w wyniku czego w kącikach jego oczu pojawiły się urocze, malutkie zmarszczki. Dziewczyna definitywnie unikała jego uważnego spojrzenia i wyraźnie wyglądała na spiętą w wyniku zaistniałej rozmowy. Ukrywała coś przed nim.
            - O co chodzi Vivienne? - ponowił próbę, tym razem nie chcąc zamaskować swego nieco podburzonego głosu.
- Za bardzo się przejmujesz - skrzywiła się lekko, jednakże mógł dostrzec w jej oczach, że to co powiedziała było kompletną nieprawdą. Prychnął głośno, a jego mięśnie jak na zawołanie zaczęły się na przemian to napinać, to rozluźniać.
- Czyżby? - zironizował z kpiarskim wyrazem twarzy. Brunetka przeniosła na jego oczy swoje wściekłe spojrzenie, automatycznie wyrywając dłoń z jego silnego uścisku. Liam zacisnął mocno szczękę, niemal zgrzytając zębami. - Miley cię zmusiła, mam rację?
            Cisza. Viv jak na zawołanie odwróciła głowę w bok, nerwowo przygryzając swoją dolną wargę, jak to zawsze miała w zwyczaju. Wewnętrzna część ręki zaczęła jej się niekontrolowanie pocić, a żołądek ścisnął się nieprzyjemnie, przyprawiając ją o dreszcze na kręgosłupie.
- No pewnie, że tak! - zaśmiał się ponuro, pocierając w zdenerwowaniu swoją żuchwę. - Zawsze chodzi o nią - dodał zdenerwowany.
- Przestań - syknęła, podchodząc do niego bliżej, próbując złapać z nim chociaż chwilowy kontakt wzrokowy. - Czemu musicie się aż tak nie lubić? Nie rozumiem tego...
- Tu nie chodzi o nasze relacje Ennie! - podniósł nieco głos, przeczesując swoje czekoladowe włosy w nerwowym geście.
- A niby o co?! - również się zdenerwowała, marszcząc mocno swoje czoło.
- O to, że nie potrafisz jej powiedzieć "Nie". Zawsze jesteś uległa, ciągle patrzysz na jej zdanie i przekładasz jej potrzeby ponad własne. Wydaje mi się, że nie tak wygląda przyjaźń - wycedził zirytowany. Vivienne spuściła wzrok na swoje palce, którymi zaczęła się nerwowo bawić. Delikatny, pudrowy, różowy lakier jaki znajdował się na jej paznokciach zaczął połyskiwać w świetle, jakie padało z ogromnego, kryształowego żyrandolu.
            Dziewczyna wzięła głębszy wdech, podnosząc swój, tym razem już łagodny, wzrok na twarz przyjaciela. Uśmiechnęła się słabo.
- Wiem jak to wygląda - odparła dość cicho, śmiejąc się przy tym żałośnie. - Ale Miley jest moją przyjaciółką... Akceptuję ją taką, jaka jest. Nie ukrywam, że różnice między nami są ogromne...
- Ona nigdy książki w ręce nie miała - zakpił brunet, jednakże uniósł dłonie w obronnym geście, gdy został zaatakowany ostrzegawczym spojrzeniem Vivienne.
- Ale mimo to jest drugą bliską mi osobą - dodała z mocnym przekonaniem, uśmiechając się przy tym szczerze.
- A kto jest tą pierwszą? - spytał figlarnie, poruszając  brwiami. Dziewczyna zaśmiała się perliście, kręcąc przy tym głową. Podeszła do niego i bez ostrzeżenia mocno przytuliła się do niego, owijając swoje kruche ramiona wokół jego szyi. Brunet momentalnie odwzajemnił gest, układając swoje ciepłe dłonie na jej wąskiej talii.
Dziewiętnastolatka, choć nie mogła tego zobaczyć, to była pewna, że na wargach Liama gościł teraz szeroki uśmiech, który tak bardzo uwielbiała oglądać. Czuła się szczęśliwa, gdy wiedziała, że Payne jest wesoły i znajduje się gdzieś w pobliżu. Tak bardzo go przy sobie potrzebowała. Szczerze kochała go jak swojego przyjaciela. Jego jako jedynego dopuściła do siebie aż tak blisko. Nie było rzeczy, której by o niej nie wiedział. Znał ją na wylot i po jednym, krótkim spojrzeniu potrafił odgadnąć jej samopoczucie.
Ceniła w nim niemal wszystko. To jak się o nią troszczył, jak zawsze starał się ją uszczęśliwić i uchronić przed całym złem. Był jak jej starszy brat, albo ludzka wersja anioła stróża, który zawsze jest przy tobie i wiesz, że nigdy cię nie zdradzi i nie opuści.
            - Vivienne? - usłyszała za sobą zachrypnięty głos, który przyprawił ją zdrętwienie. Kurwa.
Pędem odskoczyła od Liama, by się odwrócić i stanąć niemal twarzą w twarz z Harrym, który najwyraźniej nie bardzo wiedział jak powinien odebrać gest, do jakiego doszło pomiędzy brunetem, a nią. Gdy tylko sobie uświadomiła, jak musiało to wyglądać z perspektywy loczka, zarumieniła się niczym dojrzała piwonia, a wyraźna panika wymalowała się w jej oczach.
- Wszystko w porządku? - ponowił Styles, tym razem przyglądając się Liamowi, zupełnie jakby spodziewał się, że Viv zaraz rzuci mu komendę typu "Atakuj!". Najwyraźniej nie spodobała mu się obecność dwudziestolatka, a i to samo można było powiedzieć o brunecie, który również nie szczędził mu krytycznych spojrzeń.  
            Brooks przełknęła nerwowo ślinę, uśmiechając się kojąco w stronę Harrego.
- W jak najlepszym - niemal wypiszczała, najwyraźniej nadal podenerwowana sytuacją.  - To jest mój przyjaciel....
- Liam - przerwał jej brutalnie Payne, używając swojego ciężkiego, przyprawiającego o ciarki głosu. Brunetka skrzywiła się nieznacznie, ukradkiem posyłając w kierunku dwudziestolatka ostrzegawcze spojrzenie. Nienawidziła, gdy chłopak starał się pokazać ze swojej "Złej strony". Wolała tego uśmiechniętego, troskliwego chłopaka, niż sztywnego pacana, z morderczym wyrazem twarzy.
- Tak  - mruknęła przekornie. - A to jest....
- Harry - loczek również poszedł w ślady Liama, przedstawiając się w taki sam sposób. Z ust Viv wydobyło się ciężkie westchnięcie, a w jej oczach zagościła wyraźna irytacja. Czyżby trafiła na ten moment, w którym faceci pozwalają zawładnąć sobą cholernemu testosteronowi? Zdecydowanie nie potrzebowała tutaj pokazu męskości i wyłaniania okazu samca alfa.
- Więc... znacie gospodarza, huh? - wypaliła z niemrawym uśmiechem, chcąc jakoś załagodzić sytuacją i nawiązać przynajmniej minimalną konwersację pomiędzy ich dwójką. Mimo tego, że w jej oczach widoczna była niemal desperacja, która aż krzyczała "Błagam, współpracujcie!", to dziewczyna nie doczekała się odpowiedzi. Zamiast tego została obdarzona spojrzeniami obu swych towarzyszy, przez co poczuła się mocno skrępowana. Dobra. Wolała sytuację, kiedy Liam i Harry obrzucali się morderczymi spojrzeniami. Przynajmniej wtedy nie była przepalana na wylot ich świdrującymi wzrokami, jakie utkwione były w jej skrzywionej twarzy.
Vivienne co chwila przenosiła rozbiegane spojrzenie do na jednego, to na drugiego chłopaka, nerwowo zgryzając przy tym wargę. Cholera. Bardziej niezręcznie nie mogło się zrobić.
             - Co się stało? - spytał po chwili Styles, unosząc wysoko swe brwi ku górze. Czoło Viv zmarszczyło się delikatnie, jednakże zaraz w jej oczach błysnęło zrozumienie, gdy brunet bez ostrzeżenia podszedł do niej na niebezpieczną odległość i dotknął palcami plamy na jej koszulce. Plamy, który znajdowała się cholernie tuż przy jej biuś.... Nie!
- Ach, to! - zaśmiała się nerwowo, przeczesując palcami swoje pokręcone włosy. - Ktoś na mnie niechcący wpadł - odparła swobodnie, kątem oka zerkając na Liama, którego usta uformowały się w figlarnym uśmiechu. Brooks mentalnie parsknęła, kręcąc z politowaniem głową. Cały Payne.
- Myślę, że powinnaś to szybko zaprać - stwierdził nad wyraz poważnie loczek, marszcząc przy tym delikatnie swój nos. - Nie chcemy, żeby została na tym taka okropna pamiątka, prawda? - ponownie uraczył ją swoim zniewalającym uśmiechem, a dołeczki w jego policzkach idealnie wyrzeźbiły się w swoim stałym miejscu. I nie, zdecydowanie nic nie mogła poradzić na to, że jej pieprzone serce zabiło kilka razy mocniej, gdy użył zwrotu "Nie chcemy". Na miłość boską, przecież on użył liczby mnogiej! "Nie chceMY!" MY!
            Vivienne pokiwała głową z lekkim rozkojarzeniem, odwzajemniając gest Harry'ego. I zapewne mogłaby tak stać jeszcze dłuższą chwilę, podziwiając pięknie wykrojone usta bruneta, jak i jego soczyście szmaragdowe oczy, aczkolwiek głośne chrząkniecie osoby znajdujące się po jej prawej, dało jej jasno do zrozumienia, że powinna nad sobą zapanować nim sytuacja wymknie jej się spod kontroli.
Dziewczyna posłała przyjacielowi uspokajające spojrzenie, jednakże mina Liama była dosyć wymowna. Już teraz wiedziała, że nie podobają mu się jej stosunki ze Styles'em i zapewne, gdy tylko znajdą się sam na sam, da jej ostrą reprymendę, chcąc wybić jej tego chłopaka solidnie z głowy. No ale bądźmy szczerzy... Jakby Payne nie był przekonujący, to i tak nikt nie byłby w stanie pozbyć się z pamięci tych dołeczków.
             - Myślę... Myślę, że to bardzo dobry pomysł - wypaliła nagle brunetka, czując się niezręcznie pod uważnym obstrzałem przyjaciela. Uśmiechnęła się nerwowo w kierunku obu towarzyszy. - Idę zatem do łazienki - zakomunikowała zadowolona ze swojego jakże genialnego pomysłu. W końcu będzie mogła na chwilę odetchnąć. Chociaż jakby nie patrzeć, wizja zostawiania ich samych również nie wróżyła nic dobrego...
            - Zaraz wracam! - rzuciła jeszcze przez ramię, kierując się w stronę schodów, gdyż to tam znajdował się jej cel, o czym została poinformowana przez loczka. Szybko przecisnęła się pomiędzy ciałami innych gości, znajdując się na piętrze. Z lekkim zaciekawieniem rozejrzała się dokoła, stwierdzając, że chyba cały dom musiał zostać urządzony w taki ekstrawagancki sposób. Dziewczyna miała wrażenie, że przesuwa się po najprawdziwszych płatkach puchu, gdy miękki, śnieżnobiały dywan zapadł jej się pod butami. Widać było, że musiał zostać zrobiony z drogiego, luksusowego materiału, przez co zapragnęła przejść się po nim bosymi stopami.
            Vivienne bez namysłu weszła za pierwsze, lepsze drzwi, jednakże spaliła porządnego buraka, gdy zorientowała się, że zamiast w łazience, znajduje się w czyjejś sypialni. I może nie byłoby to takie niezręczne, gdyby nie przykry fakt, że klika metrów przed nią, na ogromnym łóżku leżała ta sama blondynka, której przyglądała się wcześniej ukradkiem. Ta sama którą spławił gospodarz imprezy...
Najwyraźniej szybko się otrząsnęła - pomyślała przekornie Brooks, przyglądając się temu, jak nieznajoma stara się rozpiąć pasek od spodni jakiegoś blondyna. Dziewczyna zgryzła mocno wnętrze policzka, czując jak zażenowanie sięga swojego zenitu.
            - P-przepraszam - wyjąkała zawstydzona, po czym szybko umknęła przez uchylone drzwi, mocno je za sobą zatrzaskując. Oddychała szybko i głęboko, zupełnie jakby miała za sobą wyczerpującą rozgrzewkę panny Evans. Świetnie. - Mogli chociaż wywiesić jaką karteczkę ostrzegawczą  - wybąkała pod nosem, wachlując się otwartą dłonią, gdy czuła, że czerwone placki ani myślą opuścić jej policzki.
            Kiedy zaczęła sprawdzać kolejne pomieszczenia, zanim zaglądała do środka, to głośno i stanowczo pukała do drzwi, licząc,  że tym samym uda jej się uniknąć kolejnych, żenujących sytuacji. Zdecydowanie wolała nie oglądać zbliżeń innych ludzi i przysłuchiwać się ich obrzydliwym krzykom.  Na samą myśl, że mogła wejść do pierwszej sypialni o kilka minut później i zastać tamtą dwójką w zdecydowanie bardziej intymnej zażyłości, robiło jej się niedobrze, a żołądek ściskał jej się w ciasny supeł. Osobiście była kiepska w relacjach damsko-męskich i raczej nie chciała edukować się poprzez patrzenie na innych.
           Ennie wzięła głęboki, szybki wdech, po czym uchyliła piąte z kolei drzwi - ten dom był ogromny! - i ostrożnie zajrzała do środka, z lekkim uniesieniem brwi stwierdzając, że sypialnia, w której obecnie się znalazła była w nienaruszonym stanie. No może poza wielkim łóżkiem, na którym pościel była świeżo wygnieciona, ale to świadczyło jedynie o tym, że ktokolwiek tutaj był, skończył to co miał do zrobienia i najzwyczajniej w świecie sobie poszedł. Fajnie.
Vivienne zamknęła za sobą dębowe drzwi, po czym niepewnie zaczęła kierować się w głąb pokoju. Pomieszczenie było urządzone naprawdę przyjemnie i panowała w nim dziwna harmonia oraz porządek. Ciemne biurko było nieskazitelnie czyste, zapewne gdyby przesunąć po nim palcem, to na opuszku nie zostałoby ani grama kurzu. Na nim leżał biały laptop, paczka mocnych papierosów i jakiś notatnik, który równie dobrze mógłby posłużyć jako pamiętnik. Zaraz obok stała ogromna komoda wykonana z tego samego rodzaju drewna. Było na niej mnóstwo książek i dwa zdjęcia oprawione w czerwone ramki.
            Viv z zaciekawieniem zatrzymała się przy meblu, ze zmrużonymi oczami przyglądając się tytułom widniejącym na przeróżnych okładkach. Musiała przyznać, że do kogokolwiek należał obecny zbiór, to ta osoba musiała wręcz lubować się w różnego rodzaju poezji, jak i starych utworach, gdyż to one przeważały wśród tych wszystkich książek. Brunetkę aż korciło żeby sięgnąć po jedną z nich i chociażby zajrzeć, jednakże świadomość tego, że jest to czyjaś prywatna rzecz stanowczo odwiodła ją od tego pomysłu.
            - No proszę, Sztywniaczka postanowiła się zbuntować i pójść na pierwszą w swoim życiu imprezę? - doszło do jej uszu, na co momentalnie zesztywniała, chwilowo wstrzymując oddech. Jej serce zdawało się walić tak mocno, że była niemal pewna, iż niespodziewany gość był w stanie je usłyszeć. Dziewczyna nie musiała się nawet odwracać, aby wiedzieć, że na jego twarzy wyrzeźbił się ten cyniczny uśmieszek, który teraz tak dobrze wymalował się w jej głowie. I choć jakaś cicha cząstka jej podświadomości podpowiadała jej, że jest duże prawdopodobieństwo spotkania go dzisiaj, to uparcie się tego wyrzekała, oszukując samą siebie. Mogła spokojnie stwierdzić, że kompletnie się go nie spodziewała.
           Jasna cholera. Nie była na to przygotowana.

 
 
     
Od autorki:
      Witam moje kochane!
Tak, tak, wiem... "Jak możesz być taką wredną suką i urywać w takim momencie?!"
A no mogę! Hihi  ^^
Pomyślałam, że jeśli rozplanuję tą całą imprezę i wydarzenia z nią związane na dwa, ewentualnie trzy rozdziały, to Wasze emocje podczas czytania tego będą jedynie wzrastać, a i nieco ciekawość Was pozżera od środka :P
Gdybym dała wszystko na raz, to nie dość, że moglibyście dostać oczopląsu od tych wszystkich "sytuacji" jakie planuję, to do tego długość takiego rozdziału z pewnością powaliłaby Was na kolana. Serio.
Dlatego to tak z troską o Was, a nie ze złego serduszka ^^
Ale jestem ciekawa co sądzicie o tym rozdzialiku, hmm? Co prawda po raz kolejny nie pojawia się w nim postać kochanego Tommo, jednakże spokojnie, proszę o poluzowanie gumek w gaciach xD ! Nie zapomniałam o naszym gorącym buntowniku i może pocieszę Was wiadomością, że w następnym rozdziale będzie go zdecydowanie duuużo :D
Napalone Panie, można również oczekiwać Louisa w dość... ponętnym wydaniu xD O ile wiecie co mam na myśli ^^ xD
A co z "rosnącą sympatią" pomiędzy Liamem i Harrym? Czyż ta kwitnąca przyjaźń nie jest urocza, huh? :P
Ale trzeba stwierdzić jedno... Chyba obaj troszczą się o Viv ^.^
No cóż, to chyba tyle na dziś. Mam nadzieję, że mile osłodziłam Wam koniec dzisiejszego dnia oraz tym, którzy mieli nieco parszywe humory, choć trochę poprawiłam samopoczucie :)
 
P.S. Tak się składa, że w czwartek wybieram się na wakacje (Australia) i nie wiem, czy będę tam mieć jakikolwiek dostęp do internetu (przeklęci rodzice), dlatego też obawiam się, że kolejny rozdział może pojawić się dopiero od 28 lipca. Postaram się jeszcze może dodać coś przed wylotem, ale niczego nie obiecuję (:
Aczkolwiek mogę przysiąc jedno... Kiedy tylko wrócę zaserwuję Wam długi, ekscytujący, nieoczekiwany, zaskakujący rozdział, po którym będziecie mieć kisiel w gaciach xD :) :*

P.S.2 Wiem, że może wydać Wam się to nudne, ale jeszcze raz proszę, aby każdy kto to czyta, pozostawił coś po sobie. Piszę to dla Was, dlatego też myślę, że jakaś krótka ocena moich wypocin nie kosztuje zbyt wiele, prawda? Naprawdę zależy mi na Waszej opinii, dlatego też proszę, abyście pamiętali, że pozostawiony komentarz = szacunek dla autorki i docenienie starań.
A tym, co komentują na bieżąco dziękuję z całego serducha! <3 Kocham Was za Wasze wsparcie i mam nadzieję, że mnie nie zostawicie :*


нσρє♥

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 4

>Piosenka na dziś<

            - Vivienne proszę cię, zrób to dla mnie! - wyjęczała błagalnie Miley, składając swoje smukłe dłonie niczym do pacierza. Złoty pierścionek z małą cyrkonią, znajdujący się na jej wskazującym palcu, zabłyszczał w świetle, niemal oślepiając brunetkę. Dziewczyna wygięła usta w lekkim grymasie, nerwowo kręcąc słomką w swoim malinowym koktajlu. Uniosła niepewnie wzrok na przyjaciółkę.
- Miley, ile razy jeszcze zamierzasz postawić mnie w takiej sytuacji? - westchnęła ciężko, opierając brodę na zwiniętej pięści. Blondynka wygięła usta w lekki dziubek, stukając błękitnymi paznokciami o ekran swojego telefonu.
- Niby w jakiej? Proponuję ci tylko zabawę w moim towarzystwie! - odparła oburzona, gestykulując dłońmi, przez co jej dość krótki, blond kucyk zamachał się na boki. Brooks posłała dziewczynie zirytowane spojrzenie, zaciskając palce na przeźroczystym, plastikowym kubku.
- I dobrze wiesz, że nigdy ci nie odmawiam - wtrąciła niezadowolona, patrząc jak na czerwone usta Miley wpływa niewinny uśmiech. - Mii nie lubię takich imprez. To nie moje klimaty, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę - mruknęła ponuro, skracając imię przyjaciółki. Blondynka przekrzywiła lekko głowę, pochylając się bardziej nad stołem i prześwietlając swoim intensywnym spojrzeniem jej twarz.
- Viv nooo! - przedłużyła osentacyjnie, delikatnie uderzając wewnętrzną stroną dłoni o sosnowy blat. - Zawsze siedzisz z nosem w tych swoich książkach i zupełnie masz gdzieś innych. Mogę się założyć, że nawet teraz masz jedną z nich w  torebce.
            Brunetka zarumieniła się delikatnie, kątem oka spoglądając na granatowy materiał, gdzie faktycznie ukryty był jej nowy nabytek "Bezpieczna przystań". Piękna, romantyczna opowieść, do której pragnęła zabrać się jak najszybciej.
            - Możliwe... - bąknęła pod nosem, na co została obdarzona wymownym spojrzeniem z kategorii "A nie mówiłam?!".
- Chodzi mi o to, żebyś choć raz zostawiła tą nudną Vivienne w domu i wyszła się zabawić. Poznać nowych ludzi, rozluźnić się, a potem miło wspominać - blondynka posłała jej szeroki uśmiech, łapiąc przyjaciółkę za dłoń. - To tylko mała domówka. Zgódź się, proszę. Obiecuję, że nie odstąpię cię nawet na chwilę - namawiała uparcie, gdy dostrzegła wahanie na twarzy przyjaciółki. - Liam też będzie - dorzuciła, dobrze wiedząc, że to przeważy szalę zwycięstwa na jej stronę. Usta Brooks wygięły się lekko, a chwilę później dziewczyna westchnęła z rezygnacją, przytakując głową.
 -Niech ci będzie - bąknęła, na co Miley podskoczyła na krześle, piszcząc zadowolona, zwracając tym samym uwagę innych klientów. Ścisnęła mocniej palcami rękę Viv i uśmiechnęła się chytrze, wstając na równe nogi.
- Zobaczysz, nie pożałujesz - zaświergotała wesoło, żegnając się z nią i wychodząc z kawiarni. Brunetka opadła ciężko na oparcie krzesła, pocierając palcami skronie.
Już żałuję.

            Vivienne zamknęła książkę z cichym westchnieniem rozmarzenia, ubolewając, że na tym świecie nie ma mężczyzn pokroju Jamesa Cooper'a. Ileż ona by dała, żeby mieć przy sobie takiego faceta. Który będzie o nią dbał, wyciągał na romantyczne spacery, odprowadzał wieczorem do domu, przynosił kwiaty, codzienne witał pięknym uśmiechem i za każdym razem wyznawał jej miłość na nowo. Niestety, takowy chodzący ideał nie istnieje. Obecnie Viv jest pełna uznania dla płci przeciwnej, gdy któryś z mężczyzn łaskawie przepuści kobietę przodem. Uwierzcie, że jak na współczesnych facetów jest to nie lada wielkie wyzwanie i szczyt etykiety, dobrego wychowania oraz kultury osobistej.
            Dziewczyna odłożyła książkę na stolik nocny, opadając plecami na błękitną pościel, wyciągając dłonie na szerokość łóżka i opuszkami palców przesuwając po miękkim materiale. Przymknęła ze zmęczenia powieki, a w jej głowie momentalnie pojawił się obraz Louisa. Sama nie wiedziała czemu, ale już od kilki dni ją prześladował, pokazując się za każdym razem, gdy na niczym się nie skupiała. Jego błękitne oczy, które prześwietlały ją do samych kości, powodując, że czuła się niefortunnie naga. Te zmierzwione włosy, które nie wiedzieć czemu, zapragnęła przeczesać swymi smukłymi palcami. A to wszystko dopełnione było tym pewnym siebie, aroganckim uśmieszkiem, który, choć świadczył o jego okropnym charakterze i sposobie bycia, to był niezwykle seksowny. Oj tak. Musiała przyznać sama przed sobą, że Louis Tomlinson był gorący.
 Ale to dupek - pomyślała przekornie, aby przypadkiem nie zajść za daleko ze swymi wyobrażeniami o jego osobie. Już raz jej się to zdarzyło, a konkretnie to na wykładach Prawa Cywilnego, co przepłaciła mocnym rumieńcem na oczach innych studentów. Vivienne nawet nie spostrzegła kiedy przestała zwracać uwagę na pana Andersona, a jej myśli zakręciły się wokół Tomlinsona. Teraz już wiedziała, że rozmyślanie o Louisie bez koszulki, zdecydowanie negatywnie wpływa na jej koncentrację. Oczywiście nie żeby interesowało ją to co ukrywa pod tymi wszystkimi T-shirtami! Jedynie zastanawiała się nad tym, jak bardzo musi być wysportowany, skoro bez najmniejszego problemu skopał tyłek napakowanemu Dake'owi.
            - Halo? - westchnęła ciężko do telefonu, który przed kilkoma sekundami zawibrował, informując ją o przychodzącym połączeniu. Kątem oka dostrzegła jeszcze na ekranie rząd cyfr, co świadczyło o tym, że nie posiada tego numeru w kontaktach.
- Cześć piękna, mam nadzieję, że nie przeszkadzam?  - usłyszała męski, charakterystyczny głos z nutą chrypy, na co jej brwi automatycznie się zmarszczyły w geście dezorientacji. Skąd on do cholery miał jej numer?!
- Harry? - mruknęła niepewnie, co zostało skwitowane głośnym parsknięciem loczka.
- Podobno - zażartował i była niemal pewna, że w tymże momencie w jego policzkach widnieją te piekielne dołeczki, które sprawiały, że robiło jej się miękko na sercu. - Mam rozumieć po twojej reakcji, że się mnie nie spodziewałaś?
- Zdecydowanie - odparła zgodnie z prawdą, siadając po turecku i skubiąc palcami nitkę odstającą od szarych dresów.
- Jesteś rozczarowana? - spytał dość powolnie, zupełnie jakby był niepewny tego, co może zaraz od niej usłyszeć. Vivienne zaśmiała się krótko, kręcąc głową.
- Raczej mocno zaskoczona - sprostowała wesoło, słysząc coś w rodzaju cichego odetchnięcia. Przygryzła lekko dolną wargę, nagle czując się dziwnie skrępowana. Zastanawiało ją, co się takiego stało, że Styles postanowił się z nią skontaktować. Może zapomniała czegoś wziąć z jego samochodu, kiedy ostatnim razem odwoził ją do domu?
- Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że wpadnę razem z Lukiem koło dziewiętnastej - zakomunikował  zadowolony, na co poczuła jak jej żołądek ściska się w ciasny supeł. Co miał przez to na myśli? Jakoś nie kojarzyła momentu, w którym by się z nim umawiała na dzisiejszy wieczór.
            Brooks potarła ze zdenerwowaniem kark, zerkając kątem oka na zegarek cyfrowy, wskazujący w pół do osiemnastej.
- Dzisiaj? - wybąkała niepewnie, na co chłopak zaśmiał się dźwięcznie. Cholera.
- No z tego co mi wiadomo jest sobota, czyli dzień domówki u Rayn'a- mrukną nadal rozbawiony, chyba włączając radio, gdyż w tle usłyszała dźwięki ACDC. - Tak, dzisiaj Viv - dodał po chwili namysłu, na co automatycznie się zarumieniła. Poczuła dziwne ciepło rozlewające się po jej wnętrzu, gdy usłyszała jak miękki głos chłopaka popieścił skrót jej imienia. Walnęła się mentalnie w twarz, biorąc głęboki wdech. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zgodziłaś się tam ze mną pójść - odparł pewnie. Jej żołądek wykonał pokaźnego fikołka, a twarz lekko pobladła, gdy usłyszała jego słowa.
- T-tak? -  wyjąkała słabym głosem. Napięła swoje mięśnie, jednocześnie garbiąc ramiona, w których niespodziewanie zapragnęła się schować, zupełnie jakby myślała, że w ten sposób uda jej się uniknąć tej niezręcznej sytuacji. W tymże momencie zastanawiała się nad tym, kto z ich dwójki był tym pokręconym. Ona, bo prawdopodobnie zapomniała o spotkaniu, czy może Harry, który równie dobrze mógł sobie to wszystko ubzdurać?
- Tak - zapewnił ją swoim ciepłym głosem, na co przymknęła powieki, uśmiechając się do siebie w duchu. Ten chłopak zdecydowanie emanował jakąś przyjazną, pełną empatii energią, która zdecydowanie działała na każdą, drgającą komórkę jej ciała. - Jestem winny Miley przysługę - zaśmiał się lekko. Oczy brunetki momentalnie się otworzyły, a w jej tęczówkach zagościła wyraźna chęć mordu.
            Teraz wszystko jasne - pomyślała z rozdrażnieniem Brooks, zaciskając mocno dłoń na pościeli. Mogła się od razu domyślić, że jej przyjaciółka maczała w tym palce. To byłoby zbyt podejrzane i nie w jej stylu, gdyby nie próbowała wyciągnąć swego na wierzch.
            - Um... Wiesz Harry, przepraszam cię, ale muszę już kończyć - mruknęła do telefonu, wstając na równe nogi i kierując się w stronę drzwi.
- Jasne, rozumiem - odparł wesoło. - W takim razie widzimy się niedługo.
- Tak. Do zobaczenia - wydusiła najmilszym tonem na jaki tylko było ją stać. Wcisnęła czerwoną słuchawkę, po czym rzucając urządzenie na łóżko, energicznym krokiem opuściła pokój, zatrzymując się przed łazienką, w której od dobrych dwóch godzin tkwiła blondynka. Vivienne uniosła zwiniętą pięść i zastukała nerwowo w drzwi, marszcząc przy tym groźnie swoje czoło.
            - Miley, otwieraj te cholerne drzwi! - wrzasnęła zła.
- Zaraz! - odpowiedziała jej nerwowo przyjaciółka. Do jej uszu doszedł odgłos odkręcanej wody.
- Mii, nie ręczę za siebie! - kopnęła nogą drewnianą powierzchnię. Dziewczyna westchnęła zirytowana i burcząc pod nosem wiązankę nieprzyjemnych słów, odkluczyła zamek, wystawiając głowę przez niewielką szparę.
- Co?
- Ty się jeszcze pytasz?! - wybuchła oburzona Brooks, krzyżując ramiona na piersi. - Wytłumacz mi, proszę, ten cały cyrk z Harrym.
- O czym ty do mnie mówisz? - blondynka wypuściła mocno powietrze z płuc, ponownie wchodząc do środka, jednak tym razem nie zamykając drzwi. Vivienne podążyła za nią w głąb pomieszczenia, opierając się ramieniem o framugę. Miley stanęła przed lustrem i wyciągając z ogromnej, różowej kosmetyczki czarną kredkę do oczu, zaczęła starannie rysować kreskę na przymkniętej powiece.
- Rozmawiałam z nim przed chwilą - poinformowała brunetka. Blondynka zaprzestała swoich poczynań i spojrzała się na przyjaciółkę z głupkowatym uśmieszkiem na rozedrganych z rozbawienia wargach.
- I? - poruszyła porozumiewawczo dłońmi, na co Viv przewróciła oczami.
- Zgadnij czego się dowiedziałam - wycedziła zirytowana. Brew Miley drgnęła zasadniczo ku górze. - Jakimś dziwnym, magicznym sposobem umówiłam się z nim na dzisiejszy wieczór - syknęła sarkastycznie. Miley posłała jej przepraszające spojrzenie, nerwowo zaplatając na palec pukiel swoich podkręconych na lokówce włosów.
- No wiesz... - zaczęła niepewnie, przystępując z jednej nogi na drugą. - Harry naprawdę cię polubił. Więc jak zgodziłaś się na wyjście, to pomyślałam, że moglibyście pokazać się tam razem - wlepiła na usta nerwowy, szeroki uśmiech, który lekko osłabł, gdy została spiorunowana spojrzeniem Brooks. - Skoro i on tam będzie, to co ci szkodzi?
- Nie w tym leży problem Mii - westchnęła ciężko Vivienne, siadając na skraju wanny i układając dłonie na kolanach.
- Więc w czym? Nie lubisz go?
- Lubię... - powiedziała ostrożnie i powoli, czując jak robi się coraz to bardziej czerwona na twarzy. Jeśli chodziło o tego typu sprawy, to nigdy nie była zbytnio otwarta, nawet jeśli rozmawiała o tym z Miley. Sam Liam nigdy nie został uraczony jej zwierzeniami sercowymi.
- A no właśnie! - klasnęła zwycięsko w dłonie. - I nie zaprzeczysz, że jest również niesamowicie pociągający - dodała zniżonym głosem, machając przy tym zabawnie brwiami. Viv parsknęła rozbawiona, kręcąc z politowaniem głową.
- Ale ja go nawet nie znam! - burknęła, krzyżując buntowniczo ramiona na piersi. To był jej ostatni argument do wybronienia swojej racji.
- A więc będziesz miała okazje poznać - blondynka puściła jej perskie oczko, po czym wróciła do poprzedniej, przerwanej czynności. Ennie jęknęła z dezaprobatą, chowając twarz w dłoniach.
            Marny będzie z ciebie prawnik - pomyślała smętnie.

            Vivienne wygładziła dłońmi cienki materiał spódnicy, biorąc głęboki wdech i przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Słaby uśmiech wkradł się na jej malinowe usta, zupełnie jakby sama sobie chciała dodać otuchy. Zdecydowanie nie miała ochoty na żadne imprezowanie, a w szczególności w nieznanym jej towarzystwie. Dziewczyna była pewna, że gdy tylko przekroczy próg domu, gdzie wszyscy będą się doskonale bawić, ona jedyna nie będzie potrafiła znaleźć sobie miejsca wśród tego całego zgiełku. Harry z całą pewnością zostawi ją dla jakiejś ślicznej, długonogiej blondynki, która dumnie będzie eksponować swoje piękne walory dane jej przez matkę naturę, natomiast Miley zniknie w którymś z pomieszczeń razem z Lukiem, a Brooks zdecydowanie nie będzie starała się ich szukać.
            - Wyglądasz doskonale - zachichotała wesoło Miley, która stała w niewielkiej szafie brunetki i starała się jej wynaleźć idealnie pasujące buty. Z ust Ennie wydobyło się ciche westchnięcie, a jej oczy po raz kolejny zlustrowały jej obecną kreację. Była to szara koszulka na ramiączka, wpuszczona w bladoróżową spódnicę wykonaną z cienkiego materiału, sięgająca do samych kostek dziewczyny. Po obu stronach, w połowie ud, znajdowały się proste rozcięcia, które przy każdym najmniejszym kroku ładnie eksponowały zgrabne nogi brunetki. Dziewiętnastolatka musiała przyznać, że sama w życiu nie wybrałaby takich ciuchów, aczkolwiek było to najmniej skąpe ubranie, jakie zostało jej zaproponowane przez jej przyjaciółkę. I o dziwo, choć uważała, że pokazuje nieco za dużo, to podobało jej się to, w jaki sposób cały strój leżał na jej ciele. Sama Miley była zaskoczona tym, jak ładne, smukłe ciało posiada jej współlokatorka, która zawsze chowała się w dużych swetrach i starych, spranych dżinsach.
            - Nie wiem czy wytrzymam w nich aż tyle - jęknęła z grymasem niezadowolenia Brooks, gdy blondynka zamachała przed jej twarzą parą czarnych szpilek, których miała nadzieję, że nie znajdzie. Miała je na nogach jedynie raz, podczas zeszłego sylwestra, kiedy jej mama namówiła ją, aby choć raz ubrała się jak "prawdziwa kobieta". Po tym incydencie schowała je do ciemnego pudełka, zakopała na dno szafy i miała lichą nadzieję na to, że więcej już nie ujrzą światła dziennego. - Są niewygodne - burknęła niczym pięciolatka, kiedy usiadła na skraju łóżka i powoli zaczęła wsuwać stopy w szpilki. - I niebotycznie wysokie - dodała szybko, kiedy ustała na równe nogi i delikatnie zachwiała się do tyłu.
- Zapomniałaś dodać jeszcze "Niewiarygodnie boskie" - zaśmiała się głośno blondynka, klaszcząc wesoło w dłonie. - Niesamowicie wydłużają ci nogi.
- Jakoś nie przemawia do mnie ten marny argument - mruknęła, przesuwając palcami po delikatnych lokach, jakie utworzyła z jej włosów Mii. Zaczepiła niesforny kosmyk za ucho, chwytając do ręki beżową kopertówkę, w której już tkwił jej telefon, klucze od mieszkania i niewielka buteleczka perfum.
- Proszę cię, obiecaj mi, że postarasz się dobrze bawić - oznajmiła łagodnym tonem blondynka, kładąc gładkie dłonie na ramiona przyjaciółki. - Wiem, że robisz to niechętnie i doceniam, że się zgodziłaś - posłała jej ciepły uśmiech. - Dlatego przynajmniej spróbuj choć trochę wyluzować i nie wystraszyć Harrego, dobra? - zaśmiała się perliście. Viv przewróciła swymi orzechowymi oczami.
- Zobaczę co da się zrobić - odparła brunetka, uśmiechając się szeroko do Miley.
            Kilka minut później, kiedy dziewczyny robiły ostatnie poprawki, w mieszkaniu rozległ się charakterystyczny dzwonek, który swoją obecnością, za każdym razem irytował biedną Vivienne. Brunetka przełknęła nerwowo ślinę, zerkając niepewnie w stronę przyjaciółki, która zupełnie nie zauważając wystraszonej postawy Brooks, minęła ją, i pędem poleciała pod drzwi wejściowe. Do uszu dziewiętnastolatki doszedł szczęk zamka i cichy skrzyp zawiasów, które Liam miał naoliwić jakiś tydzień temu.
            Po raz któryś już z kolei przesunęła dłońmi po materiale spódnicy i po raz ostatni zerkając w swoje lustrzane odbicie, powolnym krokiem skierowała się do przedsionka, gdzie Miley witała ich gości. Dam radę - powtarzała uporczywie w myślach, gdy przy każdym kroku towarzyszył jej głośny stukot szpilek. Zatrzymała się niecałe pół metra od rozmawiających przyjaciół, z mocno bijącym sercem dostrzegając wesoło skaczące loczki na głowie Stylesa. Chłopak uśmiechnął się w stronę Luka, który musiał powiedzieć coś śmiesznego, po czym jego wzrok mechanicznie przesunął się w jej kierunku, na co jej żołądek wywinął pokaźnego koziołka, a dzisiejszy obiad zdawał się krzyczeć "Ja też chcę popatrzeć!", gdy poczuła nieprzyjemne uczucie mdłości. Ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, a w zieleni jego tęczówek pojawiły się widoczne iskierki zachwytu. Wyciągnął dłonie z kieszeni obcisłych spodni i zmierzył ją uważnie od góry do dołu, jednocześnie robiąc kilka kroków do przodu.
- Wyglądasz... - zatrzymał się na chwilę, zupełnie jakby szukał odpowiedniego doboru słów. - Pięknie - dodał w końcu, nie potrafiąc wymyśleć nic bardziej oryginalnego. Na jej wargach pomalowanych bezbarwnym błyszczykiem pojawił się delikatny, uroczy uśmiech. Przystąpiła nerwowo z jednej nogi na drugą, starając się uratować przed dzikimi rumieńcami, jakie już atakowały jej biedne, bezbronne policzki. Naprawdę w takich sytuacjach nienawidziła swojej bladej skóry.
- Dziękuję  - odparła zawstydzona. - Ty również niczego sobie - zaśmiała się lekko, aby jakoś rozładować to dziwne napięcie pomiędzy nimi. Styles odwzajemnił gest, wyciągając swoją dużą, męską dłoń w jej kierunku. Jej wzrok bezwiednie przesunął się na jego skórę pokrytą czarnym tuszem, który przeplatał się ze sobą niczym nitki pajęczyny, tworzący tym samym różnego rodzaju obrazy, mające swój osobisty przekaz. Jej brwi uniosły się lekko ku górze.
- Nie wiedziałam, że masz tatuaże - wypaliła, nim zdążyła ugryźć się porządnie w język. Przeklęła w myślach swoją dziecinną głupotę. A niby skąd miałaś widzieć, skoro kiedy widziałaś go ostatnim razem, miał na sobie ciepły, szary sweter?!
- Ach tak? - odparł rozbawiony, kiedy brunetka ujęła jego dłoń, uprzednio pozwalając zarzucić mu na swoje ramiona swój jesienny płaszczyk. - Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzają - dodał, kiedy delikatnie objął ją w talii i wyprowadził za drzwi domu. Starała się zupełnie zignorować tą niebezpieczną bliskość pomiędzy nimi, jednakże nie było to takie proste na jakie wyglądało.
- Ależ nie! - powiedziała nazbyt szybko i entuzjastycznie. W jego policzkach wyrzeźbiły się te słodkie dołeczki i mogła niemal przysiąc, że usłyszała za sobą zadowolony chichot Miley. Zażenowana zacisnęła mocniej palce na kopertówce jaką dzierżyła w swej prawej dłoni. - Chodziło mi o to, że nie mam nic przeciwko - dodała zawstydzona. Loczek otworzył przed nią drzwi samochodu, jak przystało na dżentelmena. Kiedy wsiadała, zatrzymał ją jednak na chwilę, przytrzymując delikatnie za nadgarstek.
- To dobrze, że ci się podobają - wyszeptał wprost do jej ucha, drażniąc ciepłym oddechem jej wrażliwą skórę. Poczuła w nozdrzach zapach jego męskich, intensywnych perfum, które choć były nader specyficzne, to uważała je za bardzo przyjemne.
            Już rozchylała wargi, aby zaprzeczyć jego pewności siebie, aczkolwiek nawet nie zorientowała się, kiedy znalazła się na skórzanym siedzeniu, a brunet zatrzasnął za nią drzwi auta. Zgryzła mocno wnętrze policzka, dając sobie mentalnie w twarz. Wystarczy, że tylko chłopak nagnie jej przestrzeń osobistą, a ta już odpływa do innego świata, zupełnie nieświadoma swoich poczynań.
            Musi się wziąć w garść, inaczej ten wieczór nie skończy się dla niej za dobrze.





Od autorki:
Cieszę się, że pod ostatnim rozdziałem pojawiły się takie pozytywne komentarze - to naprawdę mnie podbudowuje i daje mocnego kopniaka w tyłek ;)
Wszystkie żeście mi tak nasłodziły, że chyba na tydzień odstawię cukier i słodycze xD :D
Naturalnie jest mi przyjemnie z tego powodu - serio nie sądziłam, że komuś może się AŻ TAK  podobać to co piszę i wymyślam w tej swojej chorej główce ;P
Co prawda Lou nasz kochany się dzisiaj nie pojawia - łączmy się wszyscy w bólu! (xD) - ale za to jest słodki Harreh ^.^
Co sądzicie o jego zachowaniu, hmm? Czyżby poczuł małą miętkę do bezbronnej Vivienne?
Miley naturalnie musiała coś wywinąć - ale to właśnie dzięki jej zapędom do swatania Ennie z każdym facetem, w następnych rozdziałach zacznie się COŚ dziać ;3
Uuuu, będzie przypał xD

P.S. Wiem, że ten rozdział jest taki trochę do dupy i jakoś strasznie nie zachwyca, ale jest on taki "przejściowy". If you know what i mean xD
Obiecuję, że w następnym się poprawię i pojawi się jakaś pikantna sytuacja - i już ja wiem co się tam w tych Waszych zboczonych główkach pojawiało ^^ xD

P.S.2 To co, pod tym rozdziałem dobijamy do 8 komentarzy, huh? Liczę na Was! <3 :*


Rozdział piąty pojawi się jakoś pod koniec tego tygodnia - ewentualnie początek następnego ;)
 
 
нσρє♥